Forum www.kaulitzfans.fora.pl Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Strzały nadziei.

 
Odpowiedz do tematu    Forum www.kaulitzfans.fora.pl Strona Główna » Jednoczesciowki Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Strzały nadziei.
Autor Wiadomość
defecta.
Początkujący


Dołączył: 12 Kwi 2008
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów


Post Strzały nadziei.
Przenoszę, bo to jedno z ostatnich. Smile

Strzały nadziei.


Pokój, w którym siedzieli był ciepły i wygodny, choć mały. Krzyki z ulicy wbijały im się w mózgi, jak szkiełka, kalecząc, pozostawiając mały ból, którego nawet najlepsza maść nie potrafi do końca ugasić. Wiedzieli, że to będzie trwało długo, że co kilka minut będą powstawały nowe szkiełka, tworzone tylko i wyłącznie po to, by ranić, by tworzyć cierpienie, chaos. Nigdy nie sądzili, że znajdą się w takiej sytuacji, nigdy nawet nie wpadłoby im to do głowy. Teraz mrużyli oczy, próbując odizolować się od wszystkiego.
- Dosyć- powiedział Tom, wstając i podnosząc z podłogi drewnianą, zieloną gitarę. Podszedł do drzwi schronu. – Idziesz ze mną?
Jego brat spojrzał na niego, unosząc brew i jedyne, co przyszło mu do głowy to choroba psychiczna. Złapał blondyna za rękę, błagając w myślach, by chociaż jego nie ośmielił się nikt tknąć, by chociaż on jeden pozostał nienaruszony, ani psychicznie, ani fizycznie.
- Co? Niby gdzie? Tom, wiesz, że nie możemy tam iść. Przecież jak tylko wyjdziemy na ulicę, zabiją nas! Jesteśmy w gorszym niebezpieczeństwie niż wszyscy inni!
- Zniszczyli już wszystkie granice, nie ma znaczenia to, kim jesteśmy, Bill. Ludzie umierają za to, że stoją im na drodze, nie za swoją osobowość, do cholery! Zrozum to i pozwól mi iść tam, nie umierać jak tchórz, chowając się przed nieuniknionym.
- Co chcesz zrobić?
- Chcę znaleźć nadzieję.
Ulice Berlina o tej porze zwykle były zatłoczone, pełne ludzi, biegających z jednej strony ulicy na drugą, niewiedzących dokładnie dokąd zmierzają. Teraz było tak samo. Kobiety z dziećmi na rękach, płacząc i krzycząc próbowały uciekać, choć nie wiedziały, jak mają to zrobić, otoczone z każdej strony wojskami. Miotały się pomiędzy domami, klękały na gruzach, żeby nabrać oddechu, siły, szukając jakiegoś światełka w całkowitym mroku. Łzy spływały po bladych policzkach i opadały na szary bruk całkowicie zapomniane. Jak i ludzie, którzy ginęli w ciemnych zaułkach, a ostatnie, co widzieli to iskry okrucieństwa szalejące w zimnych, zamkniętych na ludzkie uczucia oczach.
Strzał padał za strzałem i trudno było domyślić się, któremu udało się dosięgnąć celu, a który chybił o milimetr, ratując niewinne życie. W miejscu, w którym teraz byli nie było nikogo z wrogów, wiedzieli jednak, że gdyby tylko wychylili głowę za blokowiska, ujrzeliby ich, krzyczących, zabijających, siejących zniszczenie, chaos. Cichy płacz obijał się od murów, obijał o ostre kamienie i powracał do uszu jeszcze bardziej rozpaczliwy, ostateczny.
Wczoraj o tej porze Tom razem z bratem siedział w domu, z mamą, ojczymem, śmiejąc się ze zdjęć z dzieciństwa, opowiadając historie. Czuł wtedy takie bezgraniczne szczęście, że ma kogo kochać, że są osoby, które kochają jego. Że jest miejsce, do którego zawsze można wrócić, wtulić nos w śmieszną, pomarańczową poduszkę i całkowicie zapomnieć, że istnieje coś jeszcze. Noc spędził na długiej rozmowie z Billem. Siedzieli na rozgrzanym jeszcze południowym słońcem balkonie i wspominali młodość, swoje miłości, zawody, mówili o swoim życiu i o tym, czego jeszcze pragną. Tyle marzeń już spełnili! Tyle im się w życiu udało, do tylu rzeczy doszli przy wspólnej pomocy. Ale chcieli jeszcze więcej i więcej, ciągle rodziły się w nich nowe pragnienia.
A rano wybuchły pierwsze bomby i wszystko wydawało się umrzeć.
Usiadł na ulicy, a brat popatrzył na niego niepewnie, lecz po chwili usiadł obok niego i położył ciepłą dłoń na jego ramieniu. I Tomowi wydawało się, jakby to kolorowy motyl nadziei usiadł na jego ramieniu i dał nowy cel.
Kiedy zaczął grać, płacz w oddali trochę ucichł i w powietrzu czuło się dziwne skupienie, jakby wyczekiwanie. Kto ośmielił się grać na gitarze w takiej chwili? Kto był na tyle naiwny, by wierzyć, że zanim zanuci pierwsze słowa nie trafi go zabłąkana kula, zabierając ostatnie tchnienie? Ale jego nie obchodziły w tej chwili żadne strzały w oddali, obchodziły go jedynie dźwięki, które iskrzyły pod jego palcami, zapalając to jedyne światło, którego szukali wszyscy w tej rozpaczliwej próbie ratunku.
Bill patrzył w milczeniu na brata i zastanawiał się, co tak naprawdę chciał zrobić. Obaj wiedzieli dobrze, że skoro już wyszli ze schronienia nigdy tam nie powrócą, ani tam, ani nigdzie indziej. I to było dziwne, ale kilka minut wystarczyło im na oswojenie się ze śmiercią, na przyjęcie ją w swoje ramiona pod warunkiem, że da im trochę czasu zanim ich zabierze. Że da im czas na znalezienie nadziei. I teraz, na tej zimnej, ciemnej ulicy rozpaczliwie szukali jej w swojej obecności, w oddechach odliczających czas, w dźwiękach zielonej gitary, którą Tom dostał na piętnaste urodziny. I jeśli ją znajdą, chcą dać tą nadzieję wszystkim, wszystkim, którzy za chwilę zginą tutaj, na tej ulicy, razem z nimi.

Wczoraj wszystkie problemy wydawały się odległe,
Teraz wydaje się, że one jednak pozostaną,
Och, wolę wczorajszy dzień.


Kiedy Tom zaczął cichutko śpiewać „Yesterday”, czarnowłosy pomyślał, że życie jest naprawdę dziwne. Kiedy parę dni temu, pomyślałby, że będzie siedział tutaj, słuchając gry swojego bliźniaka na gitarze w oczekiwaniu na śmierć, nie uwierzyłby w to. Nie chciał też wierzyć, gdy matka kazała im uciekać, bo wiedziała, że dla nich znajdzie się schron. Powiedziała, żeby się nie martwili, żeby uciekali, może jeszcze im się uda, może to ich w ogóle nie dotknie. I w tym całym szoku, niedowierzaniu zgodzili się, a raczej nie zareagowali, kiedy pocałowała ich na pożegnanie i zniknęła gdzieś razem z Jorgiem, próbując się ratować. Błagał kogokolwiek, może Boga, może kogoś innego, kto pociąga za sznurki naszego życia, żeby ona przeżyła. Żeby przeżyli oboje i żyli dalej, nie pogrążając się w smutku po ich stracie. Żeby po prostu nie umarli!
- Bill?
- Tak?
- Jeżeli umrzemy wiesz, że…?
- Wiem, Tom. I ja też cię kocham.
Ich serca jakby na chwilę się zatrzymały, jednak po chwili wróciły do stałego rytmu. Coś jednak było inaczej, czuli, jakby byli zupełnie gdzie indziej, na zielonej łące, pomiędzy czerwonymi makami, ogrzewani przez wielkie słońce na bezchmurnym niebie. Coś ocieplało ich wnętrza, oświetlało każdy najmniejszy zakamarek duszy, zagrzebane marzenia, myśli, zagrzebane szczęście. Nadzieja chwytała się ich gwałtownie, drapiąc lekko pazurkami, jednak nie pozostawiając po sobie żadnego śladu oprócz przyjemnego drgania skóry. Uśmiechnęli się.
Nagle Tom urwał piosenkę i spojrzał na brata. Odłożył na bok gitarę i przysunął się bliżej, wtulając się w człowieka, z którym dzielił wszystko: życie, szczęście, pragnienia, nadzieję. Niedługo będzie też dzielił z nim śmierć i gorące promienie nowego, innego słońca. Może znowu będą siedzieć na łące, zrywać kwiaty, śmiać się do chmur.
Kiedy znowu zaczął grać nie było to nic smutnego. Melodia była wesoła, pełna wolności i niekończącej się wiary. W oddali strzały śmierci nadawały rytm muzyce, w ruinach jakiegoś domu ktoś próbował opanować płacz, matka z dzieckiem w ramionach usiadła na chodniku, oparła plecy o ścianę i zamknęła oczy, próbując wyobrazić sobie, że jest teraz zupełnie gdzie indziej, że patrzy na śpiącą córeczkę, uśmiechając się do męża, jedzącego spóźnioną kolację.
Bill nie znał tej piosenki, domyślał się, że Tom właśnie w tej chwili ją układa, jednak z błogością wsłuchiwał się w kolejne dźwięki i kiedy jego bliźniak zaczął śpiewać, dołączył do niego, nie znając nawet tekstu tej wymyślonej piosenki.
Dajmy sobie skrawek nadziei
Płacz ustał, a kobieta uchyliła oczy i spojrzała na nich. W jej zaszklonych oczach widzieli strach, smutek i… wiarę. Uwierzyła, że cokolwiek się stanie szczęście nie odejdzie w zapomnienie, choćby nawet tak się stało z nimi- ludźmi zabitymi na jednej z wielu ulic, bezimienni, bez żadnej historii.
Podzielmy się ostatnią radością
Z głębi ruin dochodziło kilka stłumionych, cichych głosów, szepczących o tym, że przecież nie mają się z czego cieszyć, za chwilę umrą! Skąd mają wziąć siłę do uśmiechu, kiedy wszyscy najbliżsi już nie żyją, albo stanie się to niedługo, a oni sami za chwilę odejdą, serce przestanie bić, a oczy nigdy, nigdy więcej się nie otworzą.
Gdy przyjdzie Ona z wielką kosą
Zaśpiewajmy o naszym szczęściu

Tom próbował przypomnieć sobie wszystkie szczęśliwe chwile w życiu, jednak było ich tak wiele, że postanowił pomyśleć tylko o osobach, które dawały mu bezgraniczne szczęście. Brat, który był z nim od urodzenia, który bił go plastikową łopatką, który zamiast chodzić z nim na imprezy i podrywać dziewczyny, wolał położyć się na podłodze, słuchać muzyki i pisać wiersze, i myśleć o swojej wielkiej miłości, która gdzieś tam w świecie na niego czeka, który często się z nim kłócił o nieistotne szczegóły, który często nie umiał zrozumieć jego zachowania, który zrzędził, kiedy nie wracał na noc do domu i który samą swoją obecnością czynił go tak piekielnie szczęśliwy, że mógł latać pod chmurami i śpiewać radośnie o ich więzi.
Mama, która zawsze o niego dbała, pilnowała, żeby w zimie ciepło opatulał się wełnianym szalikiem, która dawała mu dobre rady, kiedy wreszcie przyszedł jego czas na poważną miłość, która zawsze pytała go, co się stało, kiedy wracał do domu w złym humorze, która prała co tydzień jego pościel, nawet, kiedy nie mieszkał już razem z nimi. Nigdy nie zapomni ciepła jej oczu, kiedy upewniała się, że wszystko u nich w porządku, kiedy mówiła „Kocham was”, która zawsze będzie myślała, że są małymi chłopcami, o które trzeba dbać, martwić się o nie i pilnować, żeby nie zrobili głupstwa. Chroniła ich do ostatniej chwili, samej narażając się na niebezpieczeństwo.
Ich ojczym, który nigdy nie próbował stać się zamienną wersją ich prawdziwego ojca. Chciał, żeby mieli w nim oparcie, żeby odnaleźli w nim dobrego kumpla do „męskich rozmów”, żeby potrafili z nim żyć z nim, jak z kimś bliskim. Kupił mu pierwszą gitarę, kiedy miał dwanaście lat, a potem godzinami siedział w jego pokoju, pokazując najróżniejsze chwyty, rozmawiając o muzyce. Kochał ich, choć nie byli jego dziećmi, kochał i chciał ich szczęścia.
I oni są szczęśliwi. Nawet teraz, kiedy w każdej chwili może nadejść strzał.
Stwórzmy sobie tutaj nowy Raj
Podzielmy się naszą wiarą

Ktoś śpiewał razem z nimi, niedaleko, chyba w tym zaułku naprzeciwko. Kobieta ciągle na nich patrzyła, tuląc do siebie maleństwo, a jej usta poruszały się tak samo, jak ich, choć bezgłośnie. Gdzieś w oddali coś znowu wybuchło, ktoś znowu krzyczał, za murami ktoś płakał, czekając na ostatni oddech, błagając o cud. A oni śpiewali, coraz głośniej, coraz pewniej, uśmiechając się lekko. Wcześniej drżąca dłoń Billa leżała teraz pewnie na ramieniu brata, wiedząc, że tam jest jej miejsce, od początku do końca. Jego miejsce jest przy Tomie, a miejsce Toma jest przy jego, tak było i będzie, nic tego nie zmieni, nawet ta okropna pani z kosą, która coraz zachłanniej wtula się w ich ciała.
Kiedy nadejdzie koniec nie będziemy nieszczęśliwi
Podzielmy się nadzieją

Z ust kobiety zaczęły dochodzić zachrypnięte, ciche dźwięki, pełne czegoś więcej niż smutku, czegoś więcej niż strachu. Szepczący wcześniej z niedowierzaniem, teraz również śpiewali, a ich głos rozchodził się cichym echem po ulicy, jakby nie do końca wiedząc, dlaczego to robią. Człowiek w zaułku śpiewał również, a po jego policzkach płynęły łzy, choć w oczach paliło się szczęście. Nadzieja kurczowo trzymała się ich ramion, gardeł, serca, nie pozwoliła strącić się przez obawy, przez cierpienie.
Jesteśmy szczęśliwi
Podzieliliśmy się nadzieją

Kiedy padły dwa krótkie strzały, w ich oczach dalej lśniła wiara, że to nie był koniec.
Sob 1:26, 12 Kwi 2008 Zobacz profil autora
olciak
Administrator


Dołączył: 10 Kwi 2008
Posty: 1144
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z t-shirtu Ruchaczka.

Post
za każdym razem, kiedy to czytam, podoba mi się coraz bardziej. ^^
Sob 1:32, 12 Kwi 2008 Zobacz profil autora
black_vine
Początkujący


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zimmer 483

Post
O jejku....takie to ładne a zarazem smutne...nie wiem.........
Podobało mi sie...nawet było w niektórych momentach wzruszające...
Sob 22:35, 19 Kwi 2008 Zobacz profil autora
krooha
Zaawansowany


Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: się biorą dzieci?

Post
Ja już to czytałam dawno, ale nie skomentowałam bo nie potrafię napisać nic innego niż ' cudne ' więc hm, cudne no.
Nie 15:26, 20 Kwi 2008 Zobacz profil autora
MambuŚka
Początkujący


Dołączył: 21 Kwi 2008
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: ...Zalewajkowo xD

Post
Piękne...
Łezka się zakręciła. Takie to opowiadanie hm.
Inne.
Nie 15:48, 08 Cze 2008 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum www.kaulitzfans.fora.pl Strona Główna » Jednoczesciowki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin