Forum www.kaulitzfans.fora.pl Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Maliny kapane w Słońcu oglądajmy dziś razem. #12
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum www.kaulitzfans.fora.pl Strona Główna » Opowiadania 18+ Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Maliny kapane w Słońcu oglądajmy dziś razem. #12
Autor Wiadomość
olciak
Administrator


Dołączył: 10 Kwi 2008
Posty: 1144
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z t-shirtu Ruchaczka.

Post Maliny kapane w Słońcu oglądajmy dziś razem. #12
haaa, przenoszenie Malin, cóż za smętne zajęcie ;D
wszystkie dziewięć odcinków.
(tutaj od prologa do 7, nie zmieściło sie)
dziś zapowiada się dziesiąty.

chyba to przeczytam. całe.


PROLOG.

Kocham cię jak szczeniak kocha sukę, choć ja nie jestem szczeniakiem, a ty nie jesteś suką. Kocham każdy milimetr kwadratowy twego ciała, kocham, kiedy na moich plecach pojawiają się dreszcze podniecenia. Kocham być przez ciebie dotykany, ssany, głaskany, chcę być z tobą zawsze i na zawsze, wszędzie. Sam czasem dziwię się, jak wcześniej wytrzymaliśmy bez siebie zupełnie...



Bill wypowiadał zdania powoli, zatrzymując się przy każdym słowie, pokazując wyższość jego miłości, wyższość pragnień i uczuć. Cholernie płaskie wydawało mu się to recytowanie miłości. Cholernie...
Chciałby zapewnić swojej drugiej połówce coś stokroć lepszego. Miał na celu otoczenie jej niezwykłą powłoką, ochronnym balonem, do którego środka przedostać nie mogłyby się żadne paskudztwa, żadne przykre słowa i doświadczenia. Chciał trwać w swojej ukochanym celu spojrzeń i myśli. Chciał codziennie kochać się z Tomem.
- Jeszcze raz - powiedział sam do siebie, stojąc w bezdźwięcznym pokoju, do którego zza zasłoniętych okien wrywały się pojedyńcze smugi ciężkiego, słonecznego światła. - Kocham cię jak szczeniak koch... - przerwał nagle. W lustrze zobaczył odbicie kogoś, kogo zupełnie się nie spodziewał, kto był osobą, która usłyszeć tych słów przedwcześnie nie mogła. - Boże, TOM! Co ty tu robisz?!
Bill pisnął i rzucił się biegiem do bliźniaka. Poskakiwał przy nim z nogi na nogę, ciesząc się, że Tom wrócił wreszcie z tych pieprzonych Alp i będzie mógł spędzać z nim czas, codziennie.
- Kiedy ostatni raz się kochaliśmy, hę? - zapytał po chwili milczenia brunet, jak dziecko oglądając od stóp do głów brata.
- C... co?! Ale tak teraz?! - Tom z zaskoczenia potknął się o własne nogi. Runął na ziemię jak długi, a zaraz potem poczuł na swym ciele ciężar Billa, skaczącego po nim jak małpka. - Ej, Billy, hola, ja rozumiem, jesteś podekscytowany, ale dlaczego ty ciągle skaczesz, na dodatek po mnie?!
- A nie wiem... - zawstydził się, prostując nogi i podając rekę Tomowi. - To chyba taki mój sposób na rozładowanie energii, rozumiesz. Taki billowy boksik!


Kurde no, nie mam pojęcia co mam ci teraz powiedzieć! Zapiszę to dla pewności, a potem nauczę się na pamięć i w chwili uniesienia wyrecytuję jak najlepszy uczeń w szkole, który ma za to dostać nagrodę. Fajną nagrodę...
Cieszyłem się jak Scotty, kiedy przyjechałeś. Wreszcie byłeś tu, na miejscu, a ja mogłem cieszyć się tobą, twoją miękką skórą i pięknymi oczami! Kocham cię, tylko tyle ci dziś powiem.




Brunet siedział przy biurku w swoim pokoju i, cały umazany w atramencie, myślał nad treścią swego przekazu.
- Szlag by to, mamoooo - zaklął, załamując ręce na widok kolejnej granatowej plamy na spodniach. - Bo nie mógłby nikt kupić chociaż jednego długopisu. Jak ja teraz się pokażę?!
- Przebierzesz się, po prostu - wyrwały go z zamyślenia słowa Toma. - Masz chyba na tyle ciuchów, co? Nie musisz odpowiadać. - Oparł się o jasnopomarańczową ścianę. Założył ręce na piersi i wyszczerzył zęby w szarmanckim uśmiechu. Szarmanckim?, pomyślał Bill, jak to? Przekrzywił głowę na znak niezrozumienia i wyrecytował zdanie, które było znane obu chłopcom od dzieciństwa:
- Przepraszam, czy możesz jaśniej, chyba nie pojmuję twoich myśli?
Kiedy jeden nie mógł z powodu jakiejś sprzeczności odczytać pragnień i myśli drugiego, wystarczyło, że wypowiedział owe słowa. Wtedy już każde drzwi do tajemnicy bliźniaka stały dla niego otworem.
- No, dawno się nie kochaliśmy, wypadałoby to zmienić.
Żaden się nie ruszał. Patrzyli na siebie jak przeciwnicy, pragnęli się jak najbardziej namiętni kochankowie pod Słońcem. Tom bawił się swoim kolczykiem, Bill krzywił czoło, jednocześnie trzymając w dłoni zaplamiony kawałek dżinsowych spodni, które jeszcze miał na sobie. Niedługo, pomyślał Tom. No to rób co do ciebie należy, odpowiedział mu myślami Bill.
Wstał i podszedł do wielkiego okna, aby odsłonić żaluzje i wpuścić między nich trochę jasności i przyjemnego światła.
- No nie no, co ty wyprawiasz? Chcesz TO robić z odsłoniętymi szybami? Chcesz, żeby ktoś zobaczył? - zapytał Tom.
- Nie. Haha.
- No to... chcesz to zrobić gdzie indziej? Tak...?
- Nieee.
- A więc ty nie chc... Bill! - Blondyn zakrył rękoma twarz, porządkując w głowie wszystkie zbędne myśli, a następnie chwycił dłoń swojego brata. - A co jeśli ładnie poproszę? - wyszczerzył zęby w uśmiechu, na co Bill nie był w zupełności przygotowany. Jescze te oczy... Cudowne, im nie można się oprzeć. Zawahał się chwilę, grymasząc.
- Wiesz, zalezy jak popr... - Tom z impetem wpił się w rozgrzane wargi bliźniaka, które z każdą sekundą pulsowały coraz bardziej, były coraz bardziej czerwone i coraz bardziej pragnęły kontaktu z ustami brata. Jego język był jak sparaliżowany, nie czuł go prawie w ogóle, nie mógł wykorzystać go do podniecenia zmysłów Toma, do niczego. Leżał bezwładnie w jego ustach i czekał na jakikolwiek sygnał z zewnątrz. Oderwali się od siebie.
- Mmm, masz bardzo smakowitą buzię dzisiaj.
Bill był jak w transie. Stał, zesztywniały, na środku pokoju i z zamkniętymi oczami myślał o minionej chwili.
- Zależy jak poprosisz... - dokończył zdanie. Nagle otworzył oczy i, cały zmieszany, pokrył się na twarzy kolorem krwistoczerwonym. - Ekhm... Tak, tak wiem, wiem to, mam, to znaczy... Nie no, nic. - Założył parę kosmyków z włosów za ucho, spuszczając wzrok w dół. Przez te półtora miesiąca, kiedy Tom przesiadywał w Alpach i zjeżdżał z wysokich gór na snowboardzie, jego kopia, przesiadująca w Loitsche, marzła codziennie i tęskniła, jednocześnie z każdą godziną odzwyczajając się od dotyku blondyna, jego ognistego spojrzenia i aksamitnej skóry.
- To zasłoń te okna wreszcie.
Zasłonić, nie zasłonić, zasłonić... Bill bił się z przypuszczeniami, bił się ze swoim zdrowym rozsądkiem.
- No ale chyba nic się nie stanie, jak raz... może nawet ostatni... - wymamrotał pod nosem, tkwiąc z wzrokiem wbitym w blondyna.
- Co ty tam bełkoczesz?

Kurwa, przelecę cię teraz.


Po chwili leżeli obok siebie na miękkim, puchowym dywanie, łapiąc w nozdrza siebie nawzajem.
- Nie przeklinaj, nawet w myślach - skarcił Billa Tom. - Aha. No i... To ja ciebie przelecę, Billy. - Gwałtownie chwycił brata za nadgarstek.
Brunet bał się cokolwiek pomyśleć, zobaczyć w mózgu jakiekolwiek obrazy. No bo, cholera mać, Tommy się dowie, że ma ochotę na obciąganie.
- Kurczę! Ty tylko o jednym! - zaśmiał się starszy bliźniak. Kurwa, pomyślał Bill. Mocno odepchnął Toma, podnosząc się do pozycji siedzącej i przetarł bolące oko.
- Przez ciebie boli mnie oko. Idę sobie, nie lubię cię już. Mamuuuuusiu, Tom mnie bijeee!
Hipokryta, zaklął w myślach Tom.
- Słyszałem! - zawołał z dołu jego brat.


_____________________________________________________________


ODCINEK 1.

Słoneczny poranek budził do życia malutką miejscowość w Niemczech. Choć było jeszcze dość wcześnie, na niewielkim skrzyżowaniu przy posesji rodziny Kaulitz, za ich dużym płotem, życie kipiało z każdej strony.
Pani Schilke, w samym szlafroku, z papilotami na głowie, ziewając, zabierała właśnie gazetę, rzuconą nieuważnie na jej cudowny krzew czerwonej róży. Ciekawe, dlaczego zawsze rzucano prasę właśnie w tamto miejsce, każdy się nad tym zastanawiał, nawet wspomniana wcześniej pani Schilke, aczkolwiek nikt nigdy nie miał odwagi spytać o to listonosza i rozwikłać zagadkę. Chociaż... Czy ktoś znał listonosza?
Podczas kiedy każdy pił już swoją poranną kawę z mlekiem, senny Bill siedział w przepięknym ogrodzie, w samych bokserkach i drzemiąc na wiklinowym fotelu, począł przypominać sobie początki ich zakazanej, bliźniaczej miłości. Mimowolnie na jego ustach pojawił się mały, lecz znaczący grymas szczęścia.
Wątpliwości nie ulega fakt, że z Tomem kochali się "od plemnika", lecz było to zupełnie niewinne, braterskie uczucie. W wieku pięciu lat nie mogli bez siebie żyć, byli nierozłączni w wieku lat jedenastu, a kiedy mieli na karku piętnastkę, ciągle szukali swego towarzystwa. Jednym słowem, byli po prostu swoi. Tom był Billa, Bill był Toma. Proste.
Dopiero podczas ich siedemnastych urodzin coś zaczęło świtać w podświadomości bruneta, wtedy już wysokiej klasy wokalisty i człowieka, za którym szalały tłumy rozwrzeszczanych, nagich fanek.
- Tom, nie czaj się tak, chodź - powiedział zachrypniętym głosem młodszy bliźniak.
- Skąd wiedziałeś, że tu stoję?
Bill wychylił głowę zza siedzenia i zdziwionym wzrokiem popatrzył na brata.
- Przecież wiem, o czym myślałeś.



O ile nie rozdziobią nas kruki i gile, mamy spore szanse przeżyć jeszcze jeden taki dzień.


Przy śniadaniu obaj zachowywali idealną ciszę. Siedząc między ojczymem i ukochaną mamą, rumienili się i śmiali w duszy. Chrupali lekko przypalone tosty, które w tamtej chwili wydawały im się wprost idealne. Bill tupał nogą, wystukując nią jakiś bliżej nieokreslony rytm. Tom, widząc to, począł stukać opuszkami palców w blat stołu, drugą rękę wkładając przez nieuwagę do ust.
- Co wyście, powariowali?! - wydarła się nagle pani Simone Kaulitz. Jak na swój wiek wyglądała stosunkowo młodo. Tak, jasne, to te kuracje botoksowe, pomyślał Bill. Tom momentalnie się z nim zgodził, nie wiedząc jednak, co oznacza słowo "botoksowe".
- Mamooo, cóż za bulwers... - blondyn zawył jak dziecko, chichocząc i trzęsąc się z niepohamowanej radości.
- Ja ci dam zaraz bulwers! Wynoś się do swojego pokoju! - Tom siedział jak wryty. Jego usta zastygły otwarte, a tost wypadł mu z ręki i upadł wierzchnią stroną na podłogę. Cholera, czemu one zawsze spadają na tę posmarowaną stronę?
Jeszcze nigdy w ich rodzinie nikt tak poważnie nie wkurzył mamy. Zdarzały się małe wybryki, takie jak zasypany ziemią z doniczek dywan, czy porozcinane ubrania podczas zabawy w sklep. Ale sytuacji, która zdenerwowałaby Simone aż do TEGO stopnia, nikt nigdy się nie spodziewał. Pewnie nikt nie myślałby o tym, gdyby nie ten wybuch emocji.
Tom wstał posłusznie i, szurając nogami, ze spuszczoną głową wyszedł z jadalni, zakładając buty i po chwili trzaskając frontowymi drzwiami.
- Mamuś... - zwrócił się do pani Kaulitz Bill.
- No co? Nie mogłam się powstrzymać! - Zakryła ręką usta, a wokół jej oczu pojawiły się zmarszczki zadowolenia.
- Obiecuję, że kiedyś te twoje żarty doprowadzą Toma do depresji. - Ojczym bliźniaków uśmiechnął się szeroko, nakładając sobie na talerz dokładkę jajecznicy.
Swoją drogą była z nich całkiem zgrana rodzinka.


Tom, Tom, Tom, gdzie jesteś?!
Chyba nie myślałeś, że mama tak serio...?
Wiesz przecież, że ona żartuje, zawsze żartuje!
Wracaj już, bestio, żeby mnie wziąć z pełną gotowością. Wiesz... rodzice wyszli.


Po śniadaniu Bill udał się od razu do swojego pokoju. Był wyjątkowo najedzony, co wcale nie ułatwiło przebycia mu drogi po schodach, wręcz przeciwnie - znacznie ją utrudniło.
W jego żołądku wirowały jajka na miękko, jajecznica, omlet, a nawet - o zgrozo! - kogel-mogel, którego Bill nigdy wcześniej nawet by nie tknął.
- Cholera - zaklął w duchu. - Czemu zachciało mi się aż tylu jajek? Wolałbym sobie possać te Toma - skojarzył, a uśmiech nie schodził mu z ust - one by mi przynajmniej w brzuszku nie narobiły bigosu. No, wreszcie na górze.
Rozejrzał się po swoim pokoju, stojąc w drzwiach. To głównie tam odgrywały się ich przygody miłosne, uniesienia, to tam miały miejsce najbardziej donośne orgazmy w ich życiu.
Podrapał się po nodze, podchodząc do nocnej szafki i siadając na łóżku. Ze zbitki drewnianych desek, która na pierwszy rzut oka okazywała swój wiek, wyciągnął małe, fioletowe pudełeczko. Jego oczy wzbiły się w górę, a następnie ich uwaga znów spoczęła na tajemniczej rzeczy. Zgrabne i zadbane dłonie pieściły jej wieczko, wypukłe i całkiem miłe w dotyku.
- Oj... Tom, gdybyś tu był... - szeptał do siebie brunet, którego źrenice błyszczały jak dwa malutkie ogniki. Jego palce otworzyły zawiniątko, a na twarzy Billa pojawił się soczysty rumieniec.
- Ale.. haha, ja tu jestem!
Tom wył ze śmiechu, wystawiając głowę zza balkonowych drzwi, w prawej ręce trzymając niedopalonego papierosa.
Brunet wyszczerzył oczy, które po chwili przybrały rozmiar patelni to smażenia ogromnej, przeogromnej ilości jajecznicy. O nie, on znów o jajkach!
- O żesz kurwa...
Bill wstał i podszedł do brata. Jednorącz, szybko zamknął wyjście na taras, odcinając nieświadomego brata od możliwości wejścia do domu. Poradzi sobie, przemknęło mu przez myśl.
Już drugi raz wymknął się Tomowi, drugi raz pod rząd z własnej woli zrezygnował z największej przyjemności pod Słońcem. Czy coś było z nim nie tak? Spojrzał na tajemnicze pudełeczko, które leżało rozwalone na środku pokoju. Przy następnej okazji je wykorzysta. I wreszcie powie bliźniakowi, że chce być przez niego zdominowany i ostro wyrż... ostro wykochany. Był tego pewien.


_____________________________________________________________


ODCINEK 2.

Bill kładł się spać z uczuciem niedosytu, cholernie rażącego w jego dumę niedosytu. Dlaczego zrezygnował z odpłynięcia w zmysłach przy swoim własnym bracie? Przecież wcześniej marzył tylko o tym, nie mógł doczekać się chwili, w której połączą się ich materie i będą razem, tylko we dwoje. Czy coś z nim było nie tak? Czy jego seksualność zanikała zupełnie? Czytał, że to oznaka początkowej fazy homoseksualizmu. Przestraszył się, jego serce znacznie przyspieszyło, aby potem przejąć władzę nad uczuciami i powiedzieć sobie: to ja tu ustalam zasady. Brunet postanowił, że gejem być nie zamierza, ani tym bardziej nieczułym na wdzięki fajasem - dlatego prześpi się z Tomem, a w lepszym wypadku nie tylko z nim.



Poddać duszę chemicznym środkom, a do mózgu podpiąć prąd.
I zmarszczyć sobie penisa, żeby z niego zrobić Czaka Norrisa.




Bawiąc się z psem za domem, Bill rozpoczął swój mizerny, aczkolwiek idealny plan powrócenia do stanu sprzed zimowych wakacji Toma. Był wtedy pełen wigoru (jego narząd zwłaszcza), zawsze miał chęć na małe co nieco, a swojego kolegę czuł co noc, podczas mokrych snów lub nieoczekiwanych wytrysków w trakcie ocierania się o bliźniaka.
-Scotty, ŁAP! - wrzasnął z całych sił do zwierzaka, wymachując rękoma jak idiota. Co ja robię, pomyślał, nigdy przecież się w takie srakie zabawy nie udzielam. Definitywnie wyglądał i zachowywał się jak idiota. Ale skoro taki Bill podoba się Tomowi, to przecież można raz zrobić się na kompletnego kretyna, prawda?
Przeszkadzało mu tylko śliskie podłoże pod markowymi butami. Klął w myślach, dlaczego nie założył na tych parę chwil kaloszy, w końcu są bardzo modne w tym sezonie, a sam kupił sobie ostatnio jedną, całkiem przyzwoitą parę w róże, otoczone zgniłozielonymi liśćmi, obok kompozycji kwiatowych znajdowały się małe serduszka lub przerażające czaszki. Kiedyś w nocy podsunę takiego umazanego w gównie kalosza Tomowi pod nos, pomyślał. Zjebie się w gacie.
-A przebiorę te buty. A zobaczycie mnie wszyscy w kaloszach! - powiedział „do galaktycznych fanów”, a następnie, marszowym krokiem, ruszył w kierunku szopy z gratami potrzebnymi do plewienia ogrodu. Jego matka, Simone Kaulitz, trzymała tam praktycznie WSZYSTKO. Od wiaderek, ogrodniczek, łopat – które były zupełnie okay, aż po suszarkę do włosów, paczkę przeterminowanych prezerwatyw i brudne majtki Georga. Ej, chwila... Bill był zupełnie zszokowany. Prezerwatywy, po co jego mamie prezerwatywy...?! Wytężył pamięć, aby po chwili orzec – to Tom je tu zostawił ostatnim razem, to znaczy jakieś trzy lata wstecz. Przy okazji także odkrył w swoim mózgu przyczynę znalezienia się tu bielizny kolegi z zespołu, który po ostatniej „osranej” (dosłownie) imprezie prał wszystko w pobliskiej rzece. Niestety, specyfiki wydzielane przez jego dupę były zbyt silne do unicestwienia, zaśmiał się brunet.



Ohne Typen wie dich und mich, das war langweilig.
I to nudno jak cholera. Nie mielibyśmy komu stawiać piramid na podbrzuszu.





Ucieszony znalezieniem tych kurewsko ukrytych kaloszy, wracał na miejsce zabaw z psem. Coś go jednak niepokoiło. W gardle, zupełnie niespodziewanie, poczuł ostry ból, świadczący o znacznie większym niż zazwyczaj przeziębieniu. Jego plecy raziły gorącem, dając mu do zrozumienia, że w jego płucach dzieje się coś podejrzanego, że płoną i nie mogą przestać.
-Kurczę, ostatni raz takie odczucia miałem, kiedy byłem chory na anginę – skwitował. Wtem jego oczy błyskawicznie wyskoczyły z oczodołów i wytrzeszczyły się nienaturalnie. - I jak Tom mnie w buzię jebał, to też tak bolało. Fuck. - Bill chciał kopnąć leżący na mokrej ziemi kamień, lecz kiedy wykonał zamach nogą, jego równowaga zanikła zupełnie i wyłożył się jak długi na nieprzyjemnej, malutkiej trawce. Na pośladkach poczuł poranną rosę, która w połowie marca była czymś zupełnie niezrozumiałym. Leżał tak, bezbronny, parę długich chwil, aż coś pod nim zazgrzytało i wpadł do... studzienki kanalizacyjnej.
-Aaaaaaa!!! - krzyknął, lądując na twardym podłożu. - Moja biedna pupcia...
Na początku nie zdawał sobie sprawy z zaistniałej sytuacji. Ej, co jest, cholera, myślał, lecz kiedy dotarło do niego dlaczego i gdzie się znajduje, panika zalała jego głowę, a krew niebezpiecznie wypełniła całe jego ciało.
-Tom, Tom...
Chciał sprawdzić, czy to aby nie sen. Często miał koszmary, różne nieprzyjemne nocne myśli, aczkolwiek TAK realistycznego snu nie przeżył jeszcze nigdy; do teraz. A najgorsze w tym wszystkim było to, że to wcale snem nie było, a najbardziej okrutną, cholerną rzeczywistością.



Komm und RETTE MICH !



Wrzeszczał jak oszalały. Przywoływał Toma, to mamę, a nawet... Georga? Tak, właśnie Georg najszybciej by stamtąd wyciągnął; jest przecież bardzo silny. Chociaż Bill zdecydowanie wolałby znaleźć się w ramionach brata. Zdecydowanie, to było jego najskrytsze i najbardziej płonące erotyzmem marzenie.
Kwiczał i jęczał, wył i piszczał, a nikt i tak nie zjawił się mu z pomocą. Kiedy odrobinę się uspokoił, a jego serce nie waliło już jak szalone, rozejrzał się wokół siebie. Metalowa skrzynia, która była cała brudna i zardzewiała, sprawiała wrażenie... idealnego miejsca na szaloną przygodę z bliźniakiem. Jezus, Bill nie myśl o tym, bo nie masz być gejem, powtarzał sobie w kółko. Przecież coś sobie postanowił. Za wszelką cenę ma być czysty i jak najbardziej heteroseksualny.
-Kurwa, ale jebania z bratem też sobie nie odpuszczę. - Jego oczy zaświeciły się nieobecnie, a w kieszeni poczuł swój telefon, który jakby pomagając mu, dał o sobie znać.
Wyciągnął go pospiesznie, wybierając numer telefonu Toma. - Kurwa, żeby odebrał.
Piiiip, piiiip, piiip. Sygnał, że linia nie jest zajęta. No i dobrze, przeleciało mu przez głowę, bo jakby było, to bym tego skurwysyna za wszystkie czasy wyjebał, za zdradę. No i sory mamuśka za tego „skurwysyna”, ale wiesz – nic innego nie pasowało.

Nagle Tom odebrał. O D E B R A Ł. Bill aż podskoczył z radości, a z jego ust wymsknęło się króciutkie, acz głośne jęknięcie.
- No, co chcesz? - zapytał blondyn, zupełnie obojętnym, znudzonym głosem. - A tak w ogóle to gdzie się podziewasz?
- W moich spodniach już dawno nie jest miękko** - zaczął Bill, jak mantrę recytując słowa piosenki. - Mamy dzisiaj hotel, wiesz? Numer pokoju... studzienka kanalizacyjna. Przygotuj się do ostrego startu. Zrobimy sobie zdjęcie nago...** - Z jego ust wychodziły coraz to różniejsze fragmenty tekstu, aby nagle zamilknąć, przerywając połączenie. Ciekawe, jak zareagował na to wszystko Tom. Podczas rozmowy nie odezwał się ani słowem, jedynie dyszał, przestraszony, do słuchawki. Co by mu się dziwić, zaśmiał się Bill, co jak co, ale ja właśnie zaszalałem. Był pewien, że bliźniak wie, gdzie znajduje się studzienka kanalizacyjna i że zaraz przybiegnie do niego, że zaczną swój miłosny taniec i będzie im najlepiej na świecie.

Minął kwadrans, potem pół godziny, godzina lekcyjna, a on... on wcale nie przychodził! Czy Bill powiedział niejasno? Czego nie zrozumiał? To było wyraźne - s t u d z i e n k a, na dodatek k a n a l i z a c y j n a. Co jest grane?



_____________________________________________________________


ODCINEK 3.

I wanna hold ur hand. I wanna hold ur hand.


Dlaczego Tom dalej nie przychodził? Pff, zapomniał o bracie? Bracie, który właśnie leży, chcę mu się pić, jeść, żyć, grać na fortepianie, chce mu się wszystkiego oprócz siedzenia w tej zasranej studzience kanalizacyjnej. A najbardziej chce mu się przyjemności ze zbliżeń do niego. Więc, przyjdź, uratuj go. Gdzie jesteś?
Niech go pożre Georg z puszczy, pomyślał zmarznięty Bill. Trzecią godzinę siedział w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu, którego jedynym źródłem światła był pionowy korytarz, przez który wpadł.
-Cholera maaaać – zaklął sam do siebie. Gdyby tylko chciał, sam mógłby stamtąd wyjść; był dość wysoki jak na swoją wagę, sto osiemdziesiąt cztery centymetry to przecież... sporo. Jednakże, myśląc o centymetrach, skojarzył to z czymś innym, dużo bardziej przyjemnym. - Mmm, dwadzieścia jeden w spodniach, to mój ideał. Heh. - Podbił się na piętach, aby po chwili wyjść na powierzchnię i stanąć wryty jak kołek. Zachłysnął się powietrzem, a następnie o mały włos drugi raz nie wpadł do dziury.


Kurczę, kurczę, kurczę, KURWA!
Tom, ty przeraźliwie okropny brutalu, ty klusku, ty głupi bufonie, ty, ty... Ty!!!
Co to ma znaczyć?! Co to ma być, pytam?! Kurwakurwakuwakuwa! Tooooooooooooom! Mamo! Tom to kretyn!




Przed jego oczyma widniał Tom, na którego twarz i dłonie padały pierwsze promienie wiosennego Słońca. Siedział sobie, patrząc na bliźniaka wydostającego się przez mały otwór w ziemi, a sam nawet nie drgnął palcem, żeby w jakikolwiek sposób mu pomóc. Billowi to wszystko mieszało się już w głowie. Powinien był spanikować; a on siedzi, zadowolony i przygląda się jak on, ON!, frontman Tokio Hotel we własnej osobie, cały umorusany w jakimś chujowym brudzie umiera z pragnienia seksu! O nie, pomyślał Bill, tak być nie może. Szybkim krokiem, otrzepując swoje ubranie, prawie przeskakiwał nad wzniesieniami terenu, aby dojść do domu. Mroził jednocześnie sylwetkę swojego brata długimi, przeszywającymi spojrzeniami, które, oprócz grozy naturalnie, miały w sobie ogromną chęć na figle.
-Ej, mój mały braciszku, to jak ma być w tak razie? - Tom wstał, bezbłędnie odczytując umysł i serce brata. Spowodował, że trzęsący się z marcowego zimna Bill przystanął nieruchomo, a sam podszedł do niego powolnym krokiem i potarł dłonią jego ramie, na znak ich wiecznego, krystalicznego połączenia, połączenia bliźniaków.
Wtuleni w siebie weszli do domu, roznosząc po całym pomieszczeniu woń wiosny i świeżego powietrza. Było im wtedy tak przyjemnie i idealnie, że zapragnęli, aby cały świat stanął w miejscu, aby mogli cieszyć się sobą niezwłocznie do końca życia. To tak, jakbyś nagle zamilkł, a twoje powieki zamknęły by się na lata. Potem otwierasz swoje oczy, lecz nic się nie zmienia. Nie chcesz zostać tak długo w jednym czasie? Oni chcieli. Chcieli wspólnego dobra, które rozdzielałoby się tylko między ich dwóch, na nikogo więcej. Nikt nigdy tego nie zrozumie, oprócz nich, oprócz ich miłości i bezwzględnie niezniszczalnej więzi. Bo gdybyśmy się rozłączyli, tęsknilibyśmy za sobą jak Georg za gównem, skojarzył Tom, a jego oczy zaświeciły się na myśl o bracie. Mhm, pisnął w głowie Bill, albo jakby już nigdy nie mógłbyś grać, wiesz?


Turn around, I am here. I am by your side.
I... w majtusiach Twych mam rękę, kochanie moje.
Uwielbiam Cię.



Kiedy zaszli na górę, do idealnie czystego pokoju Toma, otoczyła ich przyjemna muzyka, której nigdy wcześniej nie słyszeli. Oboje jednocześnie wykrzywili twarze, zastanawiając się, czy to Chopin, Bach, a może Mozart, albo jeszcze inne cholerstwo? Prawdą było, że różnili się we wszystkim, jednocześnie będąc parą ludzi identycznych. Denerwowali się w tym samym czasie, lecz z innych powodów. Jeden cieszył się wtedy, kiedy drugi był szczęśliwy, no i na odwrót, w kółko, przez cały czas. Zwariowany był ich wspólny, jednakże oddzielny pogląd na świat. Liczyły się dla nich dziewczyny; dla Billa jako dzieło sztuki, dla Toma na jedną noc. Myśleli ciągle o nowych przygodach; Bill o skoku ze spadochronem, o wakacjach na Malediwach, Tom o wzięciu udziału w jakiejś małej orgietce lub zrobienia prawa jazdy na motor. Oboje ciągle śmiali się z Georga; Bill z jego dowcipów, natomiast Tom z wpadek. Z siebie nawzajem również czerpali siłę do życia. Bill dlatego, że Tom uśmiechnął się do niego jak do najcudowniejszej osoby pod Słońcem, a Tom z tego powodu, iż jego bliźniakowi niechcący bokserki opadły zbyt nisko i dało się zauważyć ten cudowny, gwiezdny tatuaż. W całości. Nawet kawałek peniska widziałem, hihi.
Na twarz bruneta wylał się czerwony, ognisty rumieniec. Cholera, ciekawe czemu płonął tak tylko przy bliźniaku. Feromony, powiedziałby Gustav. Gówienko pachnie, skwitowałby Georg. Byłaby z nich zupełnie niezła para, a może nawet i ja z Georgiem...?, pomyślał Bill, w końcu jest bardzo władczy.
-Kurwa, Bill! - Tom odskoczył na dwa metry, wycierając oślinione usta. - Po jaką KURWA cholerę chcesz się jebać z Geo Pałą?! - Był zdecydowanie... zaskoczony. Właściwie, to każdy byłby zaskoczony na jego miejscu.
-Nie... Co ty! - wymigał się od odpowiedzi młodszy Kaulitz, śmiesznie przekrzywiając usta i z zapałem rzucając się na brata.
Krążyli wokół siebie, jak idioci tarzając się po podłodze. Ale taka już ich natura, zawsze dzika i nieprzewidywalna. Ciekawe tylko, kiedy znów zaczną wpychać sobie na plaży? To zupełnie niezrozumiałe. Czy ich penisy nie spiekły się na Słońcu?
Bill, zdjąwszy bluzkę zarówno z siebie, jak i z blondyna, postanowił trochę zmienić bieg wydarzeń. Klepnął bliźniaka w pośladek, odziany tylko w materiał bokserek, a następnie zachichotał pod nosem, przypominając swoją własną matkę. Był do niej tak zajebiście podobny, że Tom czasem miał wyrzuty sumienia, kiedy w środku stosunku patrzył na jego zmachaną twarz; czy wtedy aby na pewno nie jebał Simone? Ja pierdolę, zaklął, chyba by mi chuj strzelił, jakby to prawda była.



Bo nikt na świecie nie ma...



Ich stosunki wobec siebie były w tamtym dniu cholernie wyolbrzymione. Bill nawet na najdrobniejszy gest ze strony brata reagował jak rozhisteryzowana kobietka na szczypanie w pupę, o ile jego popiskiwania nie były jeszcze bardziej głośne i zmysłowe. Tom również znacznie się zmienił na te parę chwil; nie był takim zakichanym macho, głaskał Billa po biodrze z wyjątkową wrażliwością, delektując się jego aksamitną skórą i błyszczącymi oczyma. Kolczyk w dolnej wardze nagle zaczął mu piekielnie doskwierać, parzył i mroził jednocześnie, nie dając mu ani momentu spokoju. Momentalnie wpił się w usta Billa, a jego powieki uległy zamknięciu, delektując się każdą kropelką śliny wymienioną metodą usta-usta. Nie mógł postąpić inaczej; jak wykochałby brata z nieprzyjemnym uczuciem odrzucenia przez jego ciało tej wyjątkowo szykownej ozdoby? A tak przynajmniej stała się znów jednością z nim samym. Uśmiechnął się szeroko, najszerzej jak tylko potrafił, odsuwając twarz i powoli otwierając oczy.
-Wyglądasz jak... heh, naćpałeś się mną – przyznał z wyższością brunet. Niezaprzeczalnie go to dowartościowywało. Uwielbiał patrzeć, jak jego brat był nim uzależniony, niczym najgroźniejszym narkotykiem. - Niach niach, jestem groźnym narkotykiem, hahahaha!!! - zaczął się chorobliwie śmiać, waląc rękoma na opak, to po kolanach, to po dywanie, czasem nawet po własnym bracie. Ty jebusie, pomyślał niezupełnie świadomy Tom, chyba cię coś pizgnęło w cicię, jakaś Buka cię jebnęła, czy jaaak, bo ja zaraz, zaraz, już...
Jego oczy ciągle nie wyglądały normalnie, ale kto by się tym przejmował? Bill czuł się jak najdroższy króliczek Playboya w historii, nie mógł zaprzepaścić tak cudownej okazji.
-Wczoraj kupiłem spodnie w GS-ie. Po przyjściu do domu... - zaczął wyć, jak wilk wyje do księżyca, jak Georg prosi się o upragnione żarcie, jednym słowem o-c-i-p-i-a-ł. No, tak przynajmniej myślał jego bliźniak, dalej nie w pełni świadom. - ...od razu w nie wskoczyłem. - Bill zdjął z siebie uwierające jego „to i owo” dżinsy, rzucając je ślepo za siebie. Chwilę potem usłyszał zza okna nawoływanie wściekłego sąsiada, z którego ust wychodziło coś w rodzaju „co za palant wyrzuca przez okno gacie?!”. Oho, będzie tłumaczenia niemało, pomyślał, lecz zaraz potem znów zabrał się za zadowalanie swoich zmysłów.
-Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. Czuję, że oni mi zazdrościli... - Spojrzał namiętnie na Toma, z którego ściągał właśnie ostatni kawałek ubrania. Tom był, krótko mówiąc, zajebiście pozytywnie zadowolony. I oto chodziło Billowi. Czuł, że gdyby tylko przyznał się do kazirodczego związku, rzesze homoseksualistów z całego świata zazdrościły by mu partnera, doskonałego w łóżku, jak i poza nim. Czuł się bogiem, mogąc być zadowalanym przez kogoś takiego jak jego brat. Apropo; jego brat zaczął właśnie dobierać się do sprzętu Billa, trzymając go najpierw w ręku, a następnie uchylając wargi i oblizując jego koniuszek.
-Awrr... - zasyczał. - Bo nikt na świecie nie ma... AAAA!!! - W momencie, kiedy Tom zacisnął usta wokół penisa bruneta, zawył on z całych swych sił, czując za językiem ból i chęć odwdzięczenia się bliźniakowi. - To... już? - zapytał z miną, która w pełni odpowiadała jego zadowoleniu i przeogromnemu podnieceniu.
-Nie, kochany... - odpowiedział z pełnymi ustami Tom. Jakoś nie na rękę było wyjmowanie wacka Billa z buzi, tylko emocje by opadły.
Młodszy Kaulitz odetchnął z ulgą; jupi, jeszcze nie koniec. Jednocześnie przerażała go wizja dalszych wydarzeń... Czy będzie bolało? Nigdy co prawda nic takiego się nie zdarzyło, ale...
Tom, słysząc myśli brata, zaczął ssać coraz mocniej i intensywniej, pomagając sobie dłonią i pieszcząc w niej dwa „orzeszki”. Swoją drogą prawdą było, że chłopcy z Tokio Hotel depilują się wszędzie oprócz rąk i nóg; na narządach płciowych Billa nie było ani jednego, malutkiego włoska. Dba o siebie chłopak, pomyślał z dumą blondyn. Coraz więcej przyjemności sprawiało mu przebywanie z na co dzień zamkniętym w sobie gitarzyście, który latał tylko za spódniczkami i ani myślał o namiętnych wakacjach z bratem. Zdecydowanie go zaniedbywał, dowodem tego był jego urlop w Alpach. Chyba specjalnie wybrał to miejsce, przemknęło kiedyś przez myśl Billowi, żebym z nim nie pojechał, wie przecież, że nienawidzę śniegu.
Lecz wtedy liczyło się tylko ich wzajemne połączenie. Żaden z nich do niedawna nawet nie pomarzył by o wzajemnym seksie, zadowalaniu się, czy pieszczeniu. Jak ten świat się zmienia, uśmiechnął się Tom.
Kiedy poczuł, że jego brat zaraz nie wytrzyma tak wielkiego obciążenie i wybuchnie, wyjął jego penisa z ust i, siadając na miękkim dywanie, uśmiechnął się miło. Z prawego kącika ust kapała mu ślina, aczkolwiek momentalnie wytarł ją rękawem.
W tym czasie Bill wybuchł; jego nasienie opryskało wszystko wkoło, skupiając się głównie na dredach Toma.
-Ushh! Ty kurwiarzu zasrany! Ja cię zadowalam a ty mi się na dredy spuszczasz?! Kurwaaa!!! - wybiegł z pokoju, z miną wściekłego psa i zatrzasnął za sobą drzwi. Brunet spalił buraka, dalej znajdując się na ziemi. Zakrył okolice krocza swoim podkoszulkiem, zastanawiając się, czy Tomowi nie przeszkadzał dyndający kutasek. Swoją drogą, było mu trochę głupio. Położył się więc na łóżku brata, okrywając kołdrą.
-Dobranoc, mój wnerwiony kochanku - wyszczerzył się, mrużąc zadowolone oczy i powoli, lecz mocno zasypiając. Szykuje się niezły dzień, pomyślał.


_____________________________________________________________


ODCINEK 4.

Lucy in the Sky with diamonds...



Bill siedział na kanapie w salonie, przed wyjącym telewizorem i wieżą, a z kuchni dobiegały go wrzeszczące głosy. Znów się kłócą, pomyślał, lecz nie usłyszał myśli bliźniaka. Heeey! Co jest? Tom, twoja gitara się pali!, krzyknął w głowie, drugi raz podświadomie przywołując brata.
-Co... do cholery... - Podparł się rękoma o miękki materiał, po chwili wstając. Zakręciło mu się w głowie. Pokręcił nią, nagle czując niezwykły ciężar swych nóg, rąk i umysłu. Iskrzące mroczki ukazywały mu się przed oczyma. - Joł, hola, co to za żart? - Klasnął w dłonie. - Niach niach, kurwa, przecież ja wczoraj nic nie piłem! - powiedział do siebie, wchodząc do kuchni. Z miny rodziców szybko wywnioskował, że nie czuli się najlepiej. Zresztą tak jak on sam.
-Kochanie, wiem jak ci ciężko... - Wyrazy współczucia ze strony matki nie były czymś normalnym. Zwłaszcza, że nigdy nie głaskała go po włosach z TAKĄ miną. - Nie co dzień umiera twój brat...
CO, KURWA, CO?! Serce Billa miotało się jak oszalałe. Widział w umyśle tylko ciemność, czarną otchłań, pustkę i nicość. Nic nie mógł sobie przypomnieć, lecz szok, jaki wtedy przeżył, był nie do opisania. Nagle stracił kontakt ze wszystkim, co dotąd go otaczało; nie widział już Simone, swojego ojczyma, ani tak dobrze znanej kuchni.
Wydawało mu się, że przez wieki tkwi w nicości, w braku czegokolwiek. Lecz jakimś dziwnym trafem zaczął czuć na swym ciele śmierdzący pot, a następnie trzepiące nim dłonie.
Otworzył oczy i ze zdumienia zachłysnął się powietrzem, odsuwając ciało w najgłębszy kąt łóżka. Przed nim stał Tom, zdrowy jak ryba, na którego twarzy widniał uśmiech wymieszany ze zdumieniem. Wyjął z kieszeni telefon, po czym zaczął... pisać smsa? Po chwili podał go Billowi.
-Mówić przez ciebie kretynie nie mogę! Jesteś świnią! A teraz, z łaski swojej, zejdź z MOJEGO łóżka i wyjdź z MOJEGO pokoju, bo jak cię mama tu zobaczy, to pomyśli sobie nie wiadomo co – przeczytał Bill jednym tchem, dalej zupełnie zdziwiony zaistniałą sytuacją. - Ale... Tom, śniło mi się... - zaczął, utwierdzając się w przekonaniu, że musiał być to tylko zły sen. Musiał! No bo Tom przecież żył, na dodatek gdyby tego nie robił, nie bolało by go gardło od... od... od tego.



Like p-p-p-Party!




Faktem było, że po tym, co wydarzyło się ostatniego popołudnia, Tom zaniemówił. I nie chodzi tu o to, że wnerwił się na Billa, że obraził się na śmierć; on po prostu stracił głos. Gardło piekło go i bolało równocześnie, ustępując jedynie sporadycznie i na niewielką chwilkę.
-Coś ty mi zrobił... Coś ty mi zrobił! - wołał w myślach do brata, któremu było niezwykle przykro i nieprzyjemnie z myślą o chorobie swojej drugiej połówki.
Siedzieli właśnie w jadalni, przy dużym, brązowym stole, idealnie nakrytym przez ich matkę. Tym razem brunet postanowił oszczędzić trochę swój żołądek, zazwyczaj bardzo (!) wytrzymały i nie wpychać w niego tak dużej ilości jajek. Kiedy właśnie nakładał sobie na talerz odrobinę jogurtu naturalnego, pani Simone przemówiła:
-No, Tomusieńku, jak tam twoje gardełko kochanie? Lepiej już? Wiesz... Jak na mój gust, to w ogóle nie powinieneś w taką pogodę siedzieć z Andreasem w parku i recytować tych waszych wierszy. Co prawda dobrze, że wziąłeś przykład z brata... - tu spojrzała się na całego zaczerwienionego Billa – i zacząłeś pisać poezję. Ale widzisz, jak ta poezja wpłynęła na twoje zdrowie... Na przyszłość uważaj, proszę cię dziubasku.
Bill, który zatrzymał wyciągniętą rękę z łyżką pomiędzy swoimi ustami a talerzem, dopiero upominany przez rodzinę zauważył, że cała zawartość pojemniczka z jogurtem wylała mu się na nowe spodnie. Gdyby nie oni, pewnie w ogóle by na to nie spojrzał. W głowie śmiał się przeraźliwie, lecz nie z powodu swojej wpadki, lecz głupiego wytłumaczenia się Toma.
Kurwa, ty jebany, hahaha, pacanie – myślał - ja pierdolę, ty jesteś takim pierdolcem, że aż cyce swędzą! Jak ty mogłeś w ogóle, haha, wcisnąć jej taki kit?! Blondyn, wściekły, odpowiedział błyskawicznie: a co kurwa miałem zrobić?! Powiedzieć prawdę?! Chyba by nas z domu wyrzuciła, a najpierw nazwała kazirodczymi zboczeńcami!
-No, haha, czyli jak zwykle, ale haha jaki z ciebie pacan hahaha... - wyrwało się Billowi. Rodzice patrzyli na niego jak na debila; w końcu nigdy nie mówił sam do siebie. - LOL! - pisnął, podskakując na krześle. - Nie wiedziałem, że... e... ten... że sobie mówię głośno... sorka mamuśka... e... lol.
-Pff, oni zawsze jak dwa pedalskie kuce – wkurzyła się Simone i ze skwaszoną miną zaczęła sprzątać ze stołu. Bracia spojrzeli na siebie rozbawieni; teraz dopiero się zacznie. Skoro wiedzą, że matka i tak o nic ich nie podejrzewa, mogą kręcić, kochać się ile wlezie i dużo, dużo więcej... Tom zapewne zapragnie zemścić się na bliźniaku za chwilowe „upośledzenie” mowy, Bill będzie chciał tylko przyjemności, czyli tego co zawsze. Zemsta w mundurku?



Teraz nie wytrzymam! Muszę napisać ci, że chcę
MINETOWAĆ OBCIĄGAĆ LIZAĆ SSAĆ GRYŹĆ GŁASKAĆ CAŁOWAĆ MUSKAĆ CIUMCIAĆ NIUNIAĆ i w ogóle! Ach. Och. Ech!



Zaraz po śniadaniu w domu państwa Kaulitz rozpoczął się wyścig, wpisany już w ich codzienne życie. Kto pierwszy zajmie jedyną wannę?
Nerwowość ze strony Toma wyczuć można było już od dłuższej chwili, w końcu to on zazwyczaj przegrywał. Natomiast jego młodszy braciszek, jak gdyby nigdy nic, z pełnym luzem pogwizdywał w drodze do łazienki, podskakując na schodach. Blondyn przewidział tę sytuację i ukrył się na piętrze, za drzwiami do swojego pokoju, które znajdowały się dokładnie trzy metry od upragnionego miejsca do wykąpania się. Kiedy Bill miał już chwycić za złotawą klamkę i otworzyć wrota ich królestwa (niestety wspólnego), Tom zakosił mu drogę, szybko wskakując do pomieszczenia.
-Ja pierdolę! - krzyknął ze strachu Bill. - Oszalałeś?! Zawału bym dostał przez ciebie! - piszczał, gestykulując żwawo rękoma, od czasu do czasu kopiąc w drzwi bosą stopą. Dziwak, pomyślał Tom. - Sam jesteś DZIWAK, pedale! - powiedział, odpychając brata tak, że ten spadł na zimną podłogę i stłukł sobie swój cudowny tyłeczek.
-Palant.
-Cwel!
-Idiota.
-Debil!
-Głupek.
-Kradziej!
-E... kto?
-Pstro! - Bill rzucił się na kibel, trzymając go z całej siły. Ubrany był jedynie w ręcznik, który okrywał niezdarnie jego biodra. Blondyn biegiem chwycił go za łydkę, próbując w jakikolwiek sposób zyskać na czasie i jako pierwszy zająć łazienkę. W całą sytuację wkładali niezwykle dużo emocji i zaangażowania, lecz nie zmienia to faktu, że zachowywali się po prostu jak małe, rozpieszczone bliźniaki, bijące się patelniami po głowie. Mama miała rację, pomyślał Tom, z tym, że mój brat jest pedalskim kucem; nawet majtek nie założył. Nagle blondyn cały pozieleniał na twarzy, zaraz potem płonąc różowym rumieńcem i głowiąc się, w jaki sposób wyplątać się z nóg bliźniaka. Szarpnął swoim ciałem, co oczywiście, przyniosło oczekiwane skutki, lecz jednocześnie... obnażył Billa.
-Haha, obnaż się – chichrał się, siedząc na podłogowych kafelkach i ze śmiechu waląc pięściami oraz głową w wannę. - Ja pierdziu, haha.... O JA PIERDOLĘ HAHAHA.
Nagle z dołu przybiegła pani Simone. Kiedy zobaczyła, co w łazience wyprawiają jej synowie, po prostu ją zatkało.
-BOŻE! - wrzasnęła nagle. - Hahahaha.
-No i z czego się śmiejecie?! - oburzył się Bill. - Tom, daj mi coś, jakiś ręcznik czy co...!
Nikt nie traktował go poważnie. Zarówno jego brat, jak i jego własna matka śmiali się z niego, ledwo co utrzymując podstawowe funkcje życiowe.
-Synku... - zwróciła się do niego blondynka. - Czy ty w ogóle nie hodujesz, nie dbasz o swojego korniszonka, skarbeńku? Haha?


_____________________________________________________________


ODCINEK 5.

Wiosna niezaprzeczalnie może wyrządzić w człowieku wielki chaos. Może przyjść, zupełnie nieoczekiwana, zamieszać w całym życiu, a potem odejść nagle; lub, jak kto woli, ustąpić miejsca latu. Trzeba być naprawdę nieczułym i zimnym człowiekiem, aby zupełnie ją olać. Czy taki właśnie był Tom?
Od feralnej przygody Billa minął tydzień; tydzień zawstydzenia, chichotu w głosie mamy, błyszczących oczu i spojrzeń Toma. Zdecydowanie był on stresujący, lecz nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Bliźniak stał się dla bruneta ostatnio czulszy i dużo bardziej wrażliwy, co bardzo odpowiadało Billowi. Spędzali ze sobą cały czas, nawet spali razem, kiedy było to możliwe. Mimo tego całego, zresztą wyjątkowo przyjemnego zbliżenia, Tom, zazwyczaj bardzo rzeczowy, zamknął się w sobie, bez przerwy bujając w obłokach – zupełnie jak nie on.
-Co się z tobą dzieje? - zapytał Bill, siedząc na trawie i wystawiając buzię do Słońca.
-Ze mną?! - przestraszył się blondyn.
-Pff... Przecież nie ze mną. Co ci tam po głowie chodzi ciągle? O ile ja, twój BLIŹNIAK, mogę wiedzieć. - Prawdą było, że nawet jego własny brat, który kochał go nad życie, nie był w stanie rozszyfrować jego myśli. Dlaczego tak się działo? Czemu ten kretyn Tom zamknął swoją głowę ze wszystkich stron? Coś musiało się stać. Coś bardzo... niecodziennego.
-Zakochałem się – wymruczał, z jeszcze nie do końca wyleczonym gardłem. Bill wypuścił z ręki szklankę z zimnym sokiem pomarańczowym, która rozbiła się na tysiące malutkich kawałeczków.
-Ty... Za ko cha łeś?! Ale... - przerwał – acha! We mnie! To zrozumiałe – uśmiechnął się, a jego brat pokręcił przecząco głową, ledwo powstrzymując potok łez.
-Nie... Bill, nie w tobie...
Oboje milczeli. W jednej chwili więź, która ich łączyła, przestała mieć jakiekolwiek znaczenie, a ich wcześniejsze seksualne przygody stały się kamieniami na drodze do szczęścia, długiej drodze. Brunet wpatrywał się pusto w idealnie błękitne niebo, w świergoczące ptaki, we wszystko oprócz Toma. Zastanawiał się, co zrobił źle , dlaczego jego brat nie może odwzajemnić tak wielkiego uczucia, a przede wszystkim zastanawiał się, co teraz będzie.
-Czy ona da ci szczęście?
-Ja... nie wiem... - Przeszywające spojrzenie padło na blondyna, szczególną uwagę skupiając na jego drżących z niepokoju ustach. Wtedy Bill znów poczuł to coś, co łączyło go z bratem.
-Ej! A ty ją w ogóle znasz?! - poruszył się. Tom wstał i równie szybko wbiegł do domu. Ach, więc tu jest pies pogrzebany.



Gegen alles was ich hab'.




Dlaczego mi to robisz, zastanawiał się Bill. Dlaczego, do cholery, jesteś dla mnie taki miły?! Przecież kochasz kogoś innego. Kogoś, kto pewnie nie spuści ci się tak poetycko na głowę, nie nasmarka do buzi, ani... nie będzie dla ciebie tak cudowny. Ja bym był.
Brunet, po wyjściu bliźniaka, wstał z ziemi i wszedł do domu, z gołym torsem i okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Siedzący na schodach Tom zaczął niecierpliwie postukiwać nogą, chcąc upomnieć brata, że choć jest ciepło, to nawet nie zaczęła się kalendarzowa wiosna i nie powinien narażać się na przeziębienie chodząc w samych slipkach. On, szczerze mówiąc... gówno robił sobie z uwag blondyna. Chciał kogoś innego, nie powinien myśleć o nim. Ale to nie wyklucza dobrej zabawy, która właśnie pukała do ich drzwi...
Bill stanął w rozkroku przed zamyślonym bratem. Jedną rękę trzymał na biodrze, w drugiej widniał szósty już dziś papieros. Brat spojrzał na niego jak na idiotę, nałogowego palacza, który niedługo wykończy się swoją przyjemnością.
-Dziesięć minut w ustach, całe życie na sumieniu? - Uniósł ku gorze jedną brew. - Przepuść mnie teraz, jadę do Lipska.
Tom, wielce niezrozumiałym piskiem, musiał oczywiście wyrazić swój sprzeciw. Bill, do Lipska? Po jaką cholerę?
-Chyba cię chuj zaswędział z tego promieniowania, nie pierdol tylko tłumacz, kawa na ławę kurwa – wyrecytował szybko, jakby uczył się roli do najważniejszego w życiu przedstawienia. Zdaje się, że zapomniał o tym przykrym upokorzeniu brata, o wyznaniu, że kocha kogoś oprócz niego.
-Palant. Jutro dwudziesty pierwszy marca. Mówi ci to coś? - Bill szturchnął bliźniaka i kilkoma susami przebył drogę do swojego pokoju. Po chwili wpadł tam także Tom, z wielce zdziwioną miną.
-Co jest jutro? Znaczy, oprócz daty, co jest?
-Pierwszy dzień wiosny.
-E... Dzień wagarowicza?
-Pierwszy dzień wiosny! Lipsk! Impreza!
-Cooo...?
-Jajco! - brunet rzucił w Toma butem, wyjętym ówcześnie z szafy. Chłopak zachwiał się, lecz w porę złapał rękoma drzwi i uratował się od jakże bolesnego w skutkach upadku. Zamknął oczy, jakby przypominając sobie poprzedni rok.
-Ale... ja nie pamiętam co za impreza jest wtedy. W zeszłym roku... nie pamiętam.
-Pff! - parsknął Bill, ściągając z siebie bokserki i paradując przed bratem w całkowitym negliżu, zupełnie bez skrępowania. - Bo byłeś tak schlany, że Georg cię musiał od naszej babci odciągać, żebyś jej nie przeleciał! I kto tu jest kazirodczym zboczeńcem.
Oczy Toma nagle stały się wielkie jak dwa spodki kosmiczne, szczęka opadła mu do poziomu kolan, a głowa zatoczyła koło pomiędzy ścianą i wejściem.
-O chuuuj! - Wybiegł szybko z pokoju brata, przewracając się na prostej drodze kilkanaście razy. Czy aż tak bardzo ruszyła go informacja, że przystawiał się do swojej staruszki?, pomyślał zdziwiony Bill. - Nie! - odkrzyknął mu z drugiego pokoju Tom. - Ale jadę z tobą!


Zobaczymy, kto wygra. Czy ona, czy ja.
W każdym razie jakoś łatwo przyszło mi pożegnać się z myślą,
że będę z tobą, a ty będziesz ze mną, że będziemy razem szczęśliwi.
Nowe perspektywy widzę.
I w tym roku nie spadnę z tego jebanego byka!



Wieczorem obaj czekali przed domem na pożegnalną mowę mamy, a także na wskazówki, że nie powinni dużo pić, jeździć zbyt szybko i odnosić się z szacunkiem do ojca. W końcu to on miał ich gościć przed ten weekend. Szczerze, to niewiele robili sobie z tych jej wywodów; wiedzieli, że spiją się na umór, że będą jeździć najszybciej jak się da, a z ojcem... z ojcem sprawa była idealnie ułożona, rozumieli się wspaniale. No, może dlatego, że po prostu nie wchodzili sobie w drogę.
Wsiadając do samochodu, Bill spojrzał z wyższością nad zlęknionym i zmieszanym bratem. Ułożył się wygodnie na fotelu, zapiął pasy i zdjął buty, rzucając je na tylne siedzenie. Blondyn przypatrywał się mu z niezrozumiałym wyrazem twarzy, głowiąc się, co jego kopia właśnie wyprawia. Brunet natomiast machnął pospiesznie ręką, nakazując Tomowi, aby ruszał wreszcie, bo spieszy mu się do Lipska, na imprezę i do sklepu.
Jazda była wyjątkowo nudna; nic ciekawego nie było ani w radiu, ani do powiedzenia. Bill był totalnie wyluzowany, w przeciwieństwie do brata, który cały spięty prowadził swojego Cadillaca, nerwowo zaciskając ręce na kierownicy.
-Wal mi cię, idioto! - parsknął młodszy Kaulitz, odpinając pas i wychodząc z auta. Nachylił się nad drzwiami i spojrzał na bliźniaka. - Kurwa ja to będę prowadził, bo przy twojej jeździe umrę z nudów.
-Ale ty... nie masz prawa jazdy! - sprzeciwił się Tom, lecz niewiele mu to dało, gdyż po chwili został brutalnie wyrzucony na drogę usypaną z malutkich kamieni. Kłęby kurzu towarzyszyły całemu zamieszaniu.
-Albo wsiadasz za pasażera, albo zostajesz!
Blondyn posłusznie wczołgał się na wcześniejsze miejsce Billa, całkiem nieźle wygrzane przez jego jędrne pośladki i cały zaniepokojony, czekał aż jego własny brat spowoduje wypadek i zabije ich obu.
-Cóż – myślał głośno Bill – przynajmniej umrzemy razem. Co nie, Tommy? - Wyszczerzył się w sztucznym uśmiechu i z impetem nacisnął pedał gazu. Pedał?, zamyślił się Tom, ze mnie to jest pedał... Właśnie wyobraziłem sobie, jak wpycham mu na całego, na tylnym siedzeniu.
-No to się kurwa rozmarzyłeś... - zinterpretował jego myśli Billy. Czasem zdecydowanie przeszkadzało to wspólne myślenie, zdecydowanie.


Mam kota, nawet dwaaa!
Mam kota na dachu, na głowie i w strachu!
Kota mammmmmmmmmmm!



Kiedy wreszcie dojechali do Lipska, Bill zmuszony był niestety zwolnić, co spotkało się z wielką uciechą Toma. Przez całą drogę trząsł się ze strachu o swoją płodność i życie, podczas gdy jego brat śpiewał najgłośniej jak potrafił wszystkie piosenki wpadające w ucho. Śpiewał również nie-piosenki, czyli wytwory swojej chorej na schizofrenię wyobraźni, które czasami zupełnie nie przypominały utworów jakiegokolwiek muzyka.
-No, wysiadamy dziubasku, czas szaleć!


_____________________________________________________________


ODCINEK 6.

Po przyjeździe do domu ojca, bliźniacy wreszcie mogli zachowywać się tak, jak chcieli. Co prawda nie dane było im pozwolenie kochania się na kuchennym stole, na widoku wszystkich, lecz zdecydowanie było dużo luźniej niż u mamy. Mogli przeklinać, bekać, całe noce spędzać na oglądaniu telewizji i chalniu zimnych browarów; bo niestety, przyjmowania ich przez Billa i Toma nie można było nazwać "piciem", a tym bardziej "sączeniem". Doskonale rozumieli się z ojcem, choć nie był on zupełnie taki jak oni. Przede wszystkim nie miał takiego bzika na punkcie swojego wyglądu jak brunet, ani na punkcie swojej gitary, jak blondyn. Mimo swojej inteligencji, chłopcy nie byli znani z popisywania się nią wszem i wobec; ich ojciec natomiast, wykładowca uniwersytecki, bardzo poważnie mówił, wyglądał, a co najważniejsze - poważnie ich traktował. Czuli się wreszcie swobodnie. Przecież ludziom poważnie traktowanym nie zarzuca się dziecinady, prawda?
-No, chłopcy - zwrócił się do nich tata. - Dopiero przyjechaliście, zanieśliście swoje rzeczy na górę, ale... ja już widzę, że coś chyba tu jest nie tak. - Obaj spojrzeli na siebie niezrozumiałym wzrokiem. - Gdy was z miłością płodziłem, nikt nie obiecywał mi kokosów, ale to już przesada.
O co mu chodziło? Przecież takiego zamieszania nie mogły wyrządzić porozwalane ciuchy, pomyślał Bill, to niemożliwe.
-Nie no, żartowałem. Idźcie lepiej znaleźć sobie jakieś dziewczyny w tym Lipsku, bo jutro nie będziecie mieli co jebać.



I'm a bitch I'm a lover
I'm a child I'm a mother
I'm a sinner I'm a saint
I do not feel ashamed
I'm your hell I'm your dream
I'm nothing in between
You know you wouldn't want it any other way!!!




Kiedy przyszedł czas, aby wyruszyć na imprezę, w hollu stały jeszcze kozaki Billa, który szykował się na górze. Prostował włosy, aby potem natapirować je do rozmiarów dorodnej dyni, po pięciu minutach znów starając się je „złożyć”. Jego brat niecierpliwił się już w aucie, lecz Bill ani myślał pofatygować się wreszcie i wyjść do ludzi. Dopiero Tom musiał go wyciągać (siłą!) sprzed lustra, jednocześnie wkurwiając się ostro na bliźniaka, przez którego guma do żucia wplątała mu się w dredy. No pomyślcie; czy wyobrażacie sobie go w stroju pokojówki, z rajstopami wyciętymi w kroku, bez majtek i z dyndającym kapucynem? Tak samo niewyobrażalny jest widok jego posklejanych różową Hubą Bubą makaronów na łbie.
-Wyłaź pizdo! - krzyknął z zewnątrz blondyn. Echo jego słów rozniosło się w krótkim tempie po okolicznych domach i ogródkach, a sąsiedzi zastygli w bezruchu słysząc z ust Kaulitza jakiekolwiek wyzwisko.
-Się rozpanoszyli... - zamruczał pod nosem przechodzący obok staruszek.
-Ha, wiadomo dziadziu! Może dziadziowi jakiegoś... hm... może chce dziadzio darmowe obciąganie? Słuchy mnie doszły, że dziadzia sąsiadka ma ochotkę. Powodzenia! - Tom wyszczerzył się, niezupełnie poważnie traktując obcego mężczyznę. Ten natomiast, zupełnie zgorszony, jak pies z podkulonym ogonem zwinął się za najbliższym rogiem.
Wtedy z domu wyleciał Bill, zakładając na siebie kurtkę, z niezawiązanym butem, rozwianymi włosami i zaspanymi oczami.
-Miałem nadzieję, że wyrżniesz na tym chodniku – powiedział do niego brat.
-Ha, śmieszne, ty lepiej już jedź bo ci chuj na mój widok stanie.



Pojedziemy razem w góry, chociaż tam jeździć nie lubię.
Będziemy kochać się przy kominku!
Na puchowym dywanie!
A może chcesz, kochanie, teraz jakieś jebanie?





Kiedy wreszcie bliźniacy wyleźli z wielkiego auta, wracając się tam po kilkanaście razy, w celu zabrania zapomnianych rzeczy, Bill poczuł przyjemny powiew rzecznej bryzy. Czy bryza jest rzeczna?
-No, czasem miło wrócić na stare śmieci – powiedział, chwytając za butelkę wódki i wchodząc na stół, wyłożony jedzeniem. - Aloha! - zaciągnął przyjaźnie do wszystkich zebranych, na co odpowiedzieli mu oni gromkim śmiechem.
-No, Bill, stary koniu! - podszedł do niego brunet, którego Kaulitz skądś kojarzył, ale nie mógł sobie za cholerę przypomnieć gdzie go wcześniej widział.
-Konia to ja mam, ofkors – zaczął. - Ale chyba w spodniach! - zaśmiał się, po czym odszedł w stronę baru, pozostawiając wciętego kolegę samemu sobie. W końcu nie każdy zdolny jest zrozumieć głupie zagrywki tego idioty.
Podczas kiedy Billy pił, pił i pił, Tom siedział przygaszony w kącie, pod sztuczną palemką i mówił do niej zbereźne rzeczy.
-Palemko... Brzmisz jak Pamela. Pamelo moja Anderson, pokaż cyce, pokaż cyce, cyce cyce jak donice! - Chociaż nie był pijany, co jest u niego naprawdę ogromną rzadkością, to niezupełnie chyba jarzył i zachowywał trzeźwość umysłu. Przebudził się do życia dopiero po jakimś czasie, kiedy to jego brat, pod wpływem niezwykle smakowitej wódki, drinków i szampana, ponownie wszedł na stół i zaczął bełkotać coś pod nosem, aby potem zacząć głośniej:
-To ona bogini seksu... jest napalona, mokra na wejściu... suko... na początek mogłabyś zatańczyć dla mnie, podobno robisz to naprawdę bardzo fajnie... chciałbym zobaczyć jak dla mnie kręcisz dupą, potem cię zerżnę, zerżnę cię suko! - Nie wiadomo dlaczego, ale przy owych słowach spojrzał się wymownie na Toma, unosząc ku górze jedną ze swych farbowanych henną brwi i w rozkroku złapał się za jaja. Po prostu chwycił je w dłoń, aż zaszeleściło.
-Boże, on oszalał... - Blondyn rozejrzał się wkoło, upewniając się, czy aby nikt nie zauważył, do kogo skierowany był ten dwuznaczny gest. Swoją drogą, nieźle sprał by Billa, gdyby byli sami. Nie tylko sprał...
-Taak... zrób to dla swojego pana. Taak...ssij go kochana... Wiem, że lubisz trzymać go w swojej buzi, wiesz, on też to bardzo lubi. Chce mi się... - Bill oblizał ubrudzone w malinowym drinku usta, spojrzenie kierując wprost na rozpalone policzki Toma, który dyszał nerwowo i nie mógł oderwać oczu od brata. Czy ta jego tajemnicza miłość to tylko pic na wodę? Pic na wodę, pic na wodę! Oby, pomyślał Bill, którego jednak stać było jeszcze na jakiekolwiek pracowanie mózgiem. Na pewno sprawa z tą tajemniczą panienką się rozwikła. Ale czy prawda będzie taka oczywista?
Kiedy brunet zdjął przez głowę swój podkoszulek, o mały włos nie spadając na ziemię, wszystkie dziewczyny zaczęły piszczeć. Następnie wyrzucił za siebie kieliszek i chwycił palcami zamek od rozporka, próbując odsunąć go i wyjąć na wierzch swoją seksowną bieliznę w mniej seksowne wzorki, przedstawiające sikającego Simpsona.
-Muszę ci przyznać, że umiesz zaszokować. Gorące brawa za to co wyprawiasz w łóżku, jeszcze chwila, a będę mówił ci kwiatuszku... - Zakręciło mu się w głowie. To było definitywnie zbyt wiele jak na jego głowę. Ostatnim razem, kiedy znaleźli się na imprezie witającej wiosnę, spił się samym piwem do nieprzytomności, aby potem bez spodni spać na krawężniku i chrapać wniebogłosy. Zachwiał się, po chwili zaliczając glebę na zimnej posadzce. Dopiero wtedy podbiegł do niego Tom, odganiając wścibskich gapiów.
-Dobra, dobra... Nie gadajcie, że nie widzieliście nigdy pijanego Billa Kaulitza. E... Nie widzieliście? - zmieszał się. - No to właśnie widzicie! A teraz PA! - Postawił zachlanego bliźniaka na nogach, jednak z powodu, że sam by na nich nie ustał, jako jego podpora zaprowadził go do auta. Strzelił go raz i drugi po twarzy, a ten jak grom z jasnego nieba ocknął się i wpił w jego usta.
-O kurewka jego mać, czy ja zrobiłem coś głupiego?


_____________________________________________________________


ODCINEK 7.

Wschód Słońca w Lipsku jest niewątpliwie sprawą cudowną dla kogoś, kto wiąże z tym najszczęśliwsze wspomnienia z dzieciństwa.
Kiedy Bill i Tom mieszkali jeszcze razem z obojgiem rodziców, czuli się jak w niebie. Radość czerpali ze wspólnych zabaw, rozmów, wypadów na miasto i wycieczek. Blondyn najbardziej lubił wtedy... oglądać Koziołka Matołka.
Codziennie o ósmej rano, przed wyjściem do przedszkola, a także o jedenastej, kiedy był już z bratem pod opieką pań przedszkolanek, zasiadał wygodnie przed ekranem i w ciszy pochłaniał kolejny odcinek swojego ulubionego serialu. Oczywiście, gdy tylko było to możliwe, z obu stron otaczały go od zawsze urodziwe dziewczynki, które Tom uwielbiał nad życie.
Siedział teraz, przy swoim bracie, oglądając przez na wpół otwarte powieki ten słynny wschód i starając się nie zasnąć. Wtedy jak na komendę obudził się Bill; zmęczony, z bólem głowy, zesztywniałym karkiem i ogólnym nieładem. Podpuchnięte oczy przeszkadzały mu w ogólnym zlustrowaniu sytuacji, a ociężałe ciało za cholerę nie chciało go posłuchać i podnieść się do pozycji siedzącej. Kiedy w końcu wstał, nie sam oczywiście, bo pomagały mu najróżniejsze uchwyty znajdujące się w samochodzie, spojrzał przed siebie i ujrzał najbardziej podniecający widok, na który miał okazję patrzeć. Jego brat, trzęsący się z powodu porannego wiaterku, obserwujący niesamowite zachowanie Słońca, które spychało Księżyc do spania i przeciągało się promieniami na błękitnym niebie.
-Dzień dobry. - Bill przeciągnął się, podchodząc do bliźniaka i szturchając go prawą nogą w plecy. Spojrzał na niego podejrzliwie, gdyż Tom nie zwracał zupełnie uwagi na otaczający go świat, na chłód i ból; liczył się wtedy dla niego tylko ten głupi wschód, o ile nie jest jeszcze bardziej popierdolony niż on sam. - Hej. Geju. Hej hej hej! Jesteś tam? - Brunet odszedł parę kroków w stronę Cadillaca, aby następnie rzucić się w biegu na Toma.
-To nie ja mamo! - wrzasnął nagle, wybudzony z wielkiego transu. - Sorry... co się dzieje?
-Nie no, nic ogólnie...
-Nic? - Tom spojrzał podejrzliwie na brata. - Nic, tak nic, że nic?
-Nom. Nic, nic, nic. Tom... Tęsknię za tobą cholernie. Będziesz mnie kochał? ...i nie tylko?
Żaden nie czekał na odpowiedź, która tak naprawdę była oczywista. Tom kochał Billa, Bill kochał Toma (...i nie tylko).



AaAaA.
Mam cię dla siebie na chwilkę, moja laleczko, chcę cię ssać.
Ta dziewczyna teraz się nie liczy, nie wiem właściwie,
czemu ciągle o niej myślę.
Liczysz się ty, no i ja naturalnie, bo o mnie zapomnieć NIE MOŻNA.





Po powrocie do domu taty zastali tylko panoszącą się wkoło ciszę. Takiej okazji nie mogli zmarnować; nie oni.
Już w następnej minucie leżeli razem na skórzanej kanapie, sapiąc przy tym i strasznie się wiercąc.
-Zrób mi dobrze ustami, a ja ścisnę cię mocno udami! - pisnął podniecony Bill, powodując, że jego brat spadł z hukiem na podłogę. - Au... To musiało boleć.
-I bolało! - Tom usiadł na drewnianych panelach, potrząsając obolałą głową. - Zapomniałeś chyba, że przez ostatnie łykanie twojej jakże dzikiej pyty nabawiłem się zapalenia gardła, choć nie wiem, jak to możliwe. - Wstał i poprawił podciągnięty prawie do pępka podkoszulek, który „niechcący” był cały w ślinie Billa. Co za niewyżyty zbereźnik, pomyślał blondyn.
-Ech, a ty ciągle zapominasz, że słyszę, o czym myślisz. - Bill udawał zupełnie obojętnego, oglądając jednocześnie swoje paznokcie.
-Haha, więc nie myśl teraz o moim penisie, jasne? - zaśmiał się Tom, ledwo łapiąc oddech. Śmiał się z głupoty, a może z pożądania brata jak opętany, szczęka dawała mu o sobie znać, a gdy ją zamykał, czuł, jakby przez miesiąc nie przestawał obciągać Billowi. - No i nici z naszego planu.
-Dlaczego?! - spytał wielce zdziwiony Bill. - Przecież wszystko jest okay. Ty tego chcesz, mi już stoi, obaj jesteśmy na siebie napaleni, a jak tego nie zrobimy, to nam chyba zwiędną. Noo i jesteśmy sami, wolna chata. Więc... - Zbliżył się do brata, aby złożyć mu na szyi soczysty pocałunek. Oczy Toma powędrowały w górę, aby następnie zatrzymać się na kuchennej szybie.
-No. Niezupełnie. - Wskazał palcem na rozmawiającego z sąsiadem ojca. - Trudno, trzeba to będzie przełożyć, Billy. - Uśmiechnął się blado, wstając i idąc w kierunku kuchni. Zostawił bliźniaka samego, wkurwionego na cały świat i każdą żywą materię. Kiedy ojciec wszedł do hollu, jego zdziwione spojrzenie utknęło na zmieszanym brunecie, który po chwili wstał i wybiegł z domu.
-A temu co?
-Pewnie nie poderwał żadnej dupy – odpowiedział Tom.



Pamiętniczku, a właściwie - głupi zeszycie!
Co jest z Tomem?! Jak ja się denerwuję, kiedy on tak ze mną gra w kotka i myszkę!
Nienawidzę tego! Chcę spowrotem tego starego, namiętnego Toma.
Chcę go, noo! Bo się rozpłaczę i pójdę do mamy!
Nie żartuję w tym momencie, jestem wręcz cholernie poważny!!!



Wieczorem, kiedy nastała pora kolacji, do drzwi Billa zapukał nie kto inny, tylko oczywiście jego bliźniak. Ze zmieszanymi uczuciami zapukał do wpół otwartych drzwi, zastając brata przykrytego poduszkami na łóżku.
-Ej... Bill, chodź, kolacja.
-Nie jestem głodny. - To zawsze tak się komplikuje. Zawsze! Choćby wszyscy chcieli dobrze, to coś zawsze musi się popsuć do tego stopnia, że żadna ze stron nie widzi pozytywnego wyjścia z całej sytuacji.
-Proszę... Chciałbym ci kogoś przedstawić.
Bill zesztywniał. Nie... To nie możliwe, pomyślał, tylko nie to, do cholery... Wstał i usiadł na kołdrze. Jego twarz była niezwykle słodka bez makijażu, otoczona prostymi, czarnymi włosami, które luźno opadały na ramiona i dawały cień jego policzkom.
W wąskich, poszarpanych dżinsach i szarym podkoszulku zszedł za Tomem po schodach, szurając swoimi kapciami w kształcie pysków lwa. Obaj doskonale pamiętają; kupił je specjalnie dla blondyna, który w końcu szaleje za lwiątkami. Kto wie, czy ta jego farbowana grzywa również nie jest zasługą owych upodobań...
Kiedy brat ustąpił mu widoku, przepuszczając go do przodu, wszystko było w porządku; do czasu. Bill stanął na ostatnim schodku, trzymając rękę na balustradzie, a jego wzrok powędrował na osobę, którą Tom miał okazję gościć.
Dość... ładna, średniego wzrostu szatynka, żeby nie powiedzieć „średniej długości”. Śliczny, szczery uśmiech, idealnie wyprostowane włosy. One nie mogą być takie z natury! A jeśli nawet były, to... Świat jest zawsze niesprawiedliwy, przemknęło Billowi przez myśl. Na stopach czerwone szpilki, ubrana była w czarną sukienkę, którą brunet już gdzieś widział... ale za cholerę nie mógł sobie przypomnieć, gdzie. Czerwona szminka na ustach. Oj, tego nienawidził nad życie. Nienawidził czerwonej szminki, dziwił się, że jego brat ją w ogóle tolerował, skoro popełniła aż tak wielkie modowe faux pas. Dobra, może nie modowe od razu, ale na pewno „Billowe”. Bo Bill tego nie cierpiał. Wydawało mu się, że jego bliźniak również... Czyżby prowokacja? A tak w ogóle, to w czym ona była lepsza od bruneta? Cycki? To jeszcze o niczym nie świadczy. On dla Toma też może zrobić sobie silikony, w końcu dla niego wszystko.
Po ogólnym podsumowaniu jej wyglądu można było stwierdzić, że gdyby nie to zboczenie Kaulitza z pomadką, to dziewczyna była by całkiem niezłą dupą. Kurwą też... No trudno, żeby nazywał ją w myślach damą, skoro ta wredna istota odebrała mu ukochanego.
Jak na razie Bill wytrzymywał. Nie ponosiły go nerwy, umiał je jakoś w sobie zatrzymać. Niestety, przychodzi czas nawet na najbardziej opanowanych...
Kiedy Tom podszedł do tej siksy i zaczął ją ściskać, w brunecie wybuchła bomba. Nagle w całym ciele poczuł cholerne gorąco, w klatce piersiowej ucisk, a jego oczy przepełniły się złością. Nie mógł złapać oddechu na myśl, że on ją dotyka po całym ciele. Tom był j e g o. Jego!
O mały włos nie spadł z tego ostatniego schodka. Jego jako-tako dobry humor ulotnił się w jednej sekundzie, jeszcze nigdy nie przeżył czegoś tak krytycznie wpływającego na jego samopoczucie i serce. Bolało go każde spojrzenie, wymienione przez tych dwojga, nie wiedział co ze sobą zrobić, zupełnie nie umiał odnaleźć się w tej sytuacji. Może gdyby był wcześniej uprzedzony o tej wizycie... Wtedy zapewne miał by chociaż trochę czasu, aby to w sobie poukładać. Definitywnie; Bill nie lubił być rzucany na głęboką wodę, nie lubił niespodzianek; nie TAKICH.


Ostatnio zmieniony przez olciak dnia Sob 20:57, 07 Cze 2008, w całości zmieniany 5 razy
Sob 19:54, 12 Kwi 2008 Zobacz profil autora
olciak
Administrator


Dołączył: 10 Kwi 2008
Posty: 1144
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z t-shirtu Ruchaczka.

Post Odcinki 8 i 9.
Pozostałe dwa. Very Happy




ODCINEK 8.

Ona była o k r o p n a! Kokietowała Toma nieprzerwanie, nie zwracając uwagi na nic innego. Piździło od niej na kilometr infantylnością. No i wcale nie miała tylu lat, ile zapowiedział blondyn! Bill, w którego organizmie przeważały raczej hormony żeńskie, od razu wyczuł tę niezgodność.
Siedzieli przy dość dobrze oświetlonym stole, kiedy Tom, z dumą wypisaną na twarzy, oznajmił:
- To Susanne. - Bill wzdrygnął się na krześle. Ciekawe, ile ta sika ma rocznikowo, pomyślał. Dziewiętnaście idioto, odpowiedział mu Tom.
- Susanne! - zaczął poetycko brunet, szykując broń przeciwko rywalce. Na twarzy Toma pojawił się tak przerażający strach, że mógłby wypełnić nim kilka mrożących krew w żyłach filmów. - Ile masz tak naprawdę lat? Bo przecież nie dziewiętnaście... Masz zmarszczki na kilometr.
Wcięło wszystkich. Zaskoczona dziewczyna patrzyła z wyrzutem na Billa, który, jak się wydawało, odkrył jej głęboko skrywaną tajemnicę. Tom, będący tamtego wieczoru wyjątkowo słabym graczem, jeżeli chodzi o bitwy słowne, nagle cały pozieleniał, ściskając w dłoni szklankę; która po chwili i tak pękła, kalecząc mu skórę. Brunet przestraszył się złości bliźniaka, lecz nie dał się zbić z tropu. Nie po to zaczynał. A tak w ogóle, to czy zauważyliście, że Tom nie bronił swojej dziewczyny? Musiał zgadzać się z bratem. I musiał go kochać.
Zaatakowana z najczulszej strony dziewczyna nie miała pojęcia co odpowiedzieć, aby nie zrazić do siebie Billa; a tym bardziej Toma. Było w niej coś, co brunet uznał za bardzo miłe, słodkie i cudowne. Aczkolwiek fakt, że miała być ona kandydatką na towarzyszkę życia jego brata przeraziła go do tego stopnia, iż wolał wojnę, a niżeli spokój i pogodzenie się z tą, jeszcze nie do końca potwierdzoną, decyzją. Bill z natury zawsze walczył o swoje, inaczej nie doszedł by do momentu, w którym właśnie się znajdował, nie miałby swojej mocnej pozycji na rynku muzycznym, nie był by wzorem do naśladowania, ani nikim ważnym. Zapewne Toma też by nie miał; chociaż czy on go... ma? W pewnym stopniu tak. Mały kawałeczek należy do niego, może się nim cieszyć, lecz powoli przestaje mu to wystarczać. On chce go całego. Chce go kochać i uwielbiać.



Little bitch
likes a muffin.
Tom, do you like it?
I do.



- Może muffinkę? - zaproponował Bill.
- Nie, dzięki... - Tom był piekielnie przygnębiony. Nie okazywał zainteresowania bliźniakiem, który specjalnie dla niego założył dziś te niewygodne, naprawdę wąskie dżinsy. Zrobił to tylko dlatego, że blondyn powiedział mu kiedyś: kocham cię w nich. No więc Bill chciał być kochany jak najdłużej.

Tajemnicza Susanne, jak na złość, zapragnęła zaciągnąć Toma do jego pokoju. Podobno było to coś bardzo ważnego... Co mogło być dla niego ważniejsze niż Bill? Co, a może kto...
- Heh, ale jaja z tym wiekiem – mówił do siebie, cichym głosem, wchodząc po schodach. - Tak się tylko zgrywałem, a tu się okazało, że ona ma dwadzieścia sześć lat... No, braciszku. Pff, ja jestem jędrniejszy od niej.
Kiedy wszedł na górę, przez małą szparkę zauważył plecy Toma, a za nimi gestykulującą dziewczynę. Skrzywił się na myśl, że musi ją oglądać, a co gorsza słuchać jej skrzeczącego głosu. Nie wyobrażał sobie, że może kiedykolwiek podzielić się z kimś swoim bratem. Zbyt mocno pragnął szczęścia; u jego boku. Wiedział, choćby podświadomie, że blondyn będzie z nim szczęśliwy. Ot, takie bliźniacze przeczucie.
Przycupnął przy drzwiach, zaglądając jedynie jednym okiem do środka. Nie mógł dokładnie rozszyfrować słów szatynki, co go wielce wkurwiło i sprawiło, że z każdą sekundą coraz bardziej wytężał słuch. Chciał być ponad wszystko. Chciał wiedzieć wszystko, co dotyczy Toma. Nie pasowało mu to posunięcie, przyprowadzenie tej suczy do domu, przedstawienie jej ojcu... Ale skoro blondyn się na to zdecydował, to musiało być to coś poważnego. Rozumiecie?
P o w a ż n e g o. W stosunku do Toma brzmiało to jak „seks” do „księdza”, a wypowiadane przez jego miękkie wargi było tak komiczne, że brunet nie mógł uwierzyć w ogóle w jego znaczenie. Tom nigdy nie był taki. Zawsze bawił się najlepiej ze wszystkich, nigdy nie wychodził z imprezy przed wschodem Słońca, a teraz przyprowadza nieznaną nikomu dziewoję i każe jemu, Billowi (!!!), pogodzić się z myślą, że teraz nie będą już ze sobą tak blisko? O nie, co to to nie!



Tom, ja Cię naprawdę potrzebuję.
Wróć do mnie, bo spłonę.
Spłonę w swojej tęsknocie za Tobą, Twoim... no i... ten...
Wróć, po prostu wróć.




- ...ty zakochałeś się w zdjęciu, nie we mnie!
Tylko tyle udało się usłyszeć Billowi. W zdjęciu...? Tom wspominał coś kiedyś, że zobaczył cudowne zdjęcie i przez całą noc nie mógł się od niego oderwać, bo było wprost najbardziej idealne, ale czy tu chodzi właśnie o tę sprawę?
Odkąd blondyn ową fotografię poznał, zmienił się i zamknął w sobie. Zachowywał się jak zakochany szczeniak, kochający... więcej niż jedną osobę. Naprawdę kochał Billa, ale wyparty został on wtedy przez tę... Susanne. Bolało go zachowanie brata, który nie zwracał na niego uwagi, na którego nie działały żadne sposoby; ani najsłodsze zachowanie pod Słońcem, ani wzmożony humor, kontakt fizyczny, ocieranie się o siebie. W pewnym momencie Bill naprawdę pomyślał, że to koniec. A w chwili, kiedy szatynka zaczęła odsuwać od siebie Toma, miał wrażenie, że jest w stanie ją polubić.
Tom w ogóle się nie odzywał. Stał przed dziewczyną zgarbiony, ze spuszczoną głową, a brunetowi wydawało się, że nawet trochę popłakiwał. Co za wredna dziwa! Nie pozwolę, żeby on przez nią płakał, pomyślał.
- Wiesz... - zaczęła ponownie, lecz tym razem dużo łagodniej. - Wydaje mi się że powinniśmy się rozstać, bo tak w ogóle, to tego czegoś nie można nazwać związkiem. - Dotknęła lekko ramienia Toma, który, już na dobre, cały przepełnił się smutkiem i żalem. Myślał pewnie, że zostanie sam jak palec, że nawet Bill nie będzie go już chciał. Lecz on chciał wykrzyczeć całemu światu: Tom, kocham cię jak nikogo, chcę być z tobą, mogę zrobić wszystko, wszystko!, kochaj mnie tylko...
- Tak, tak... - przytaknął blondyn.
- Poza tym chyba ktoś kocha cię tu miliard razy mocniej, a niżeli ja miałabym... - Wychyliła się zza sylwetki Toma i spojrzała na przestraszone oblicze bruneta.
- Czy ty mówisz... o mnie...? - Wszedł do pokoju i stanął niewinnie koło bliźniaka. - Tom ja cię kocham. Ale... - Spojrzał na uśmiechniętą dziewczynę.
- Nie martw się, nie powiem o tym nikomu... Gdybym była wredna, już dawno cały świat wiedziałby, że jesteście parą. No, przynajmniej powinniście być, patrząc na wasze wielkie uczucia, na tę cudowną miłość... - Bill momentalnie zaczął uwielbiać Susanne. Piękne wydawało mu się to, że ktoś rozumie go w tej zakazanej miłości. Ktoś „poza”. - On będzie kochał cię na zawsze – powiedziała do Toma i, zostawiając ich samych, wyszła.
Tom nagle poczuł przypływ magicznej energii, która pobudziła nie tylko jego serce i mózg, ale także narządy w spodniach. Chwycił mocno dłoń Billa i przycisnął ją do lewej strony klatki piersiowej.
- Ono będzie biło dla ciebie. Zawsze.


_____________________________________________________________

ODCINEK 9.

Ono będzie biło dla mnie, dla mnie, dla mnie... ach!
Jestem tak strasznie szczęśliwy!
Mógłbym teraz przejść z łatwością każdą przeszkodę,
pokonać wszystkich i wszystko!
Kocham, tak bardzo kocham!




Bill leżał na łóżku, przy otwartym na oścież oknie i nie mógł uwierzyć w to, co się poprzednio stało. Nie mógł pojąć, że właśnie brat wyznał mu miłość i że cały świat jakby zmienił bieg, że jest on teraz po jego stronie, jak najbardziej po jego.
Obrócił się na drugi bok, lecz nagle otworzył szeroko oczy i pisnął. Definitywnie poczuł coś między udami, lecz... tak, to nie był jego Kolega. Cholera, więc co to było?!
Skamieniałe ciało leżało jak głaz na miękkim łóżku; zbyt miękkim i zbyt idealnym, aby TYLKO na nim spać.
- Tom...? - szepnął instynktownie, czując na swoim policzku całusa. Bał się obrócić głowę, bał się tego, co mógłby zobaczyć. Na dodatek w pomieszczeniu było tak ciemno, że i tak na nic by mu to się zdało. - Tom, ale to ty...?
Brunet płonął żywym ogniem, lecz nie wiedział, czy to z emocji, czy z gorączki. Choć nie było to zrozumiałe dla żadnego lekarza, organizm chłopaka na bardzo emocjonujące wydarzenia zawsze reagował infekcjami. Była to grypa, angina, zapalenie płuc, oskrzeli, czy jakieś inne cholerstwo, ale zawsze przebiegało tak samo i zawsze jak szybko przyszło, tak szybko znikało.
Poczuł w biodrze ból, który sygnalizował chęć jego ciała na zmianę pozycji lub całkowite zaniechanie leżakowania. Ale, na Boga, był środek nocy! Na dodatek ktoś się do niego dobierał...
Właśnie. A on, jak sparaliżowany, nie mógł się przeciwstawić, zasygnalizować niechęć lub zrobić cokolwiek innego. Chociaż czy on tego nie chciał...
Przyjemny zapach Toma wirował mu w głowie, czarując i zapraszając do rozkosznego świata grzechu. No, po prostu zachęcał go do seksu.
- Powiedz coś...! - wyrwało mu się.
- Mhm – odpowiedział mu głos, który coś mu przypominał. Lub kogoś...
O chuj!, pomyślał. Czy... e... Czy to był głos Georga?! Czy Georg się di niego dopierał?! Ale jakim cudem?!
Bill zaczął wymachiwać na oślep rękoma, szamotając się na łóżku. Kiedy walnął w coś twardego, a to coś zawyło z bólu, na chwilę się uspokoił. Zaświecił światło.
Nagle zrobiło się niesłychanie jasno. Z początku go to raziło, lecz po chwili wychylił głowę i zobaczył przerażająco... rozczulający widok.
Tom kulił się między szafką a fotelem, siedząc na mięciutkim dywanie i wyjąc z bólu.
- Jejku, jejku, co ja zrobiłem, mamo... Tom, nic ci nie jest?! - Brunet podbiegł do bliźniaka i zaczął dmuchać w jego bolące czoło. Głaskał go z wielką troską i ani myślał skrzywdzić, lecz... to nie jego wina, prawda?
- Nie, nie, wszystko dobrze... Dobrze już. - Blondyn zmusił się do lekkiego uśmiechu, ciągle trzymając dłoń w zranionym miejscu, które było wyjątkowo czerwone, ale czy faktycznie bolało go aż TAK bardzo, jak to okazywał...? Wstał i był już w drzwiach, kiedy coś go zatrzymało.
- Tom?



Jestem gotową na wszystko seksbombą.
Oui, bierz mnie ! Bierzzzz tu, teraz, już!
Zrobię ci dobrze.





Tom obrócił się, jak to zasady dobrego zachowania nakazują i... nie mógł uwierzyć własnym oczom. Jego brat stał w miejscu, całkowicie nagi, z wypiekami na twarzy i nieświadomymi niczego tęczówkami. Zakazany owoc smakuje najlepiej, teraz obaj byli tego świadomi w pełni.
Blondyn odszukał ręką zamka w drzwiach i zamknął go na dwa razy, wciąż nie odrywając wzroku od tego cudownego stworzenia. Nie obchodziło go, ile centymetrów mierzy jego Kolega, jak smakują jego soki, czy ile razy na dobę zdarzają mu się polucje. Generalnie podobał mu się cały, jego zachowanie, nieśmiałe ruchy i spojrzenia. Bardzo chciał, aby ta jego delikatność nie została w żaden sposób zniszczona, aby Bill nigdy nie czuł urazy do niczego. Głównie do niego.
Podszedł dwa kroki bliżej. Brunet powoli zaczynał czuć jego gorąco, podniecenie widokiem nagiego ciała i cudowne marzenia. Czuł myśli Toma. To znak, że znów między nimi jest cudownie, pięknie i niewyobrażalnie. I tak strasznie namiętnie.
Kiedy już byli na tyle blisko siebie, że na twarzach czuli swe oddechy, coś okropnego zaczęło kłuć podświadomość Billa, jakby mówiąc mu, że może jeszcze z tym cudownym zbliżeniem poczekać, aż będzie pewien w stu procentach, aż każdą kostką i każdą komórką pragnął będzie w sobie brata.
Mimo wątpliwości ani myślał się wycofać. Za daleko zaszedł, aby teraz tchórzyć, zwiewać z podwiniętym ogonem i pozwalać Tomowi na umysłową przewagę.
Zbliżył się jeszcze bardziej do jego rozpalonych oczu, dotykając czubkiem nosa jego ust i z lekko przekrzywioną głową wpił się w jego rozpalone wargi, sącząc z nich cudowny napój ich własnego, malinowego związku.
- Tom... - Oderwał się od niego, jęcząc cichutko. - Czy chciałbyś może... Wiem, że to ty powinieneś zacząć, ale... kochaj mnie.
- Czym? - zapytał odrobinę zdekonspirowany blondyn. No, może więcej niż odrobinę. Bill spojrzał w dół, na spore uwypuklenie w bokserkach bliźniaka, pierwszy raz w życiu podejmując tak niezgodną z normami decyzję. - Aaa... tym.
Tom wplótł swoje długie, męskie palce w jego czarne włosy, drugą ręką przyciągając do siebie jego całe ciało. Brunet drżał z niewiedzy. Gdyby miał świadomość, co za chwilę się stanie, a właściwie gdyby wiedział dokładnie, sekunda po sekundzie, co się wydarzy, zapewne trochę by się uspokoił. Nie lubił sytuacji, w których to coś innego niż on decydowało o przebiegu akcji. Bał się ryzyka i spontanicznych decyzji, chociaż czasem był świadkiem nawet najbardziej ryzykownego ich odbicia.
Ściągnął z brata uwierający jego to i owo materiał, głębią oczu każąc podążyć swoimi śladami Tomowi. Po chwili stali obok siebie nadzy, a ich dwie podniecone męskości obijały się o siebie piętro niżej. Kurwa, zaraz wyrucham brata, pomyślał Tom. To będzie... cudowne.
Blondyn rzucił Billa na miękkie łóżko, przygniatając go całym swoim ciężarem. Leżeli pomiędzy aksamitnymi, puchowymi poduszkami, pieszcząc swoje twarze i ramiona, co chwilę zmieniając miejsca w tej ich łóżkowej hierarchii.
- Ale masz... dziarską dziurkę – powiedział lekko zawstydzony brunet, dotykając dwoma palcami otworu brata. Ten, dość speszony słowami wychodzącymi z tak nieśmiałej dotąd istoty, zaczerwienił się lekko, dławiąc się powietrzem. - Czy mogę... pierwszy?
Tom przełknął ślinę, otwierając szeroko oczy, a następnie zamykając je z takim samym impetem.
- M... możesz – wypowiedział szybko, obracając się na brzuch i wypinając pośladki. Szczerze mówiąc... jeśli chodzi o cielesność z mężczyzną, to był kompletnie zielony. Z kobietami już jakieś tam kroki miał za sobą, co prawda nie były one tak bujne, jak w opowieściach, lecz z pewnością odrobinę pozwoliły mu się one przygotować do TEGO akurat momentu.
Bill przeklął w głowie swoje imię i odetchnął szybko, jednym ruchem bioder wchodząc w bliźniaka. Kiedy znajdowali się już złączeni, leżąc na łóżku i nie ruszając się zupełnie, mógł przynajmniej na chwilę odetchnąć z ulgą. Tom piszczał prawie niesłyszalnie pod nosem, będąc w całkowitej pułapce, jeśli chodzi o możliwość ruchu. Bał się opaść swobodnie na materac, bo jeszcze by coś zepsuł, zmienił czy zrobił coś źle. Bał się też bólu... Seks dwojga mężczyzn nie jest bezbolesny, niestety; a przynajmniej nie za pierwszym razem.
- Bill... Już? - zapytał zdezorientowany blondyn, z najgorętszymi wypiekami na twarzy, jakie zdarzyło mu się mieć w ciągu całego życia. Przetrwał już parę, a może nawet paręnaście posunięć się w nim Billa, więc pomyślał, że teraz czas na niego. Powoli wysunął się do przodu, pomagając bratu z siebie wyjść. Usiadł na kołdrze, krzywiąc czoło. Rozważał wszystkie za i przeciw, co było w jego wypadku bardzo dziwne, gdyż to Bill zazwyczaj się tak zachowywał.
- Tom... czekam. - Usłyszał głos bliźniaka i ocknął się ze swych myśli. Kiedy przekrzywił głowę, zobaczył, że brunet leży podparty kolanami, wypinając się, tak jak wcześniej on sam.
- Wiesz, Bill... Kiedy indziej dokończymy. - Przyciągnął brata do siebie, całując go w usta. - Ale było naprawdę cudownie. - Uśmiechnął się, zakładając na siebie bieliznę i wyszedł, jak gdyby w tym pokoju nic między nimi nie zaszło.
Sob 19:59, 12 Kwi 2008 Zobacz profil autora
krooha
Zaawansowany


Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: się biorą dzieci?

Post
No wlasnie Cyc, kiedy 10?
Sob 20:15, 12 Kwi 2008 Zobacz profil autora
^Malaankka^
Administrator


Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 429
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Chojnice / Pomorskie

Post
no ??
Sob 20:25, 12 Kwi 2008 Zobacz profil autora
olciak
Administrator


Dołączył: 10 Kwi 2008
Posty: 1144
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z t-shirtu Ruchaczka.

Post
przecież napisałam, że dzis xd
Sob 20:44, 12 Kwi 2008 Zobacz profil autora
krooha
Zaawansowany


Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: się biorą dzieci?

Post
nie widziałam XD ok to ja czekam.
Sob 20:47, 12 Kwi 2008 Zobacz profil autora
^Malaankka^
Administrator


Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 429
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Chojnice / Pomorskie

Post
tez nie zauważylam xd wiec czkemay xD
Nie 1:04, 13 Kwi 2008 Zobacz profil autora
krooha
Zaawansowany


Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: się biorą dzieci?

Post
cyc zawiodłaś nas. </3 (XDDDD)
Śro 14:43, 16 Kwi 2008 Zobacz profil autora
olciak
Administrator


Dołączył: 10 Kwi 2008
Posty: 1144
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z t-shirtu Ruchaczka.

Post
haha xd

ej chciałam dodac, ale mi pisało "ERROR" =.=
no to sie wkurzyłam. i dodam MOŻE w sobote xD
Śro 16:33, 16 Kwi 2008 Zobacz profil autora
^Malaankka^
Administrator


Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 429
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Chojnice / Pomorskie

Post
Ale jak masz to napisane, to nie torturuj nas dłuzejjjj noooo ...
Śro 19:10, 16 Kwi 2008 Zobacz profil autora
krooha
Zaawansowany


Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: się biorą dzieci?

Post
w sobote to sobie mozesz weisz
Czw 15:02, 17 Kwi 2008 Zobacz profil autora
olciak
Administrator


Dołączył: 10 Kwi 2008
Posty: 1144
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z t-shirtu Ruchaczka.

Post Odcinek 10.
Baaaaaaaardzo przepraszam, że tak późno daję.






Rano Toma od razu napadły wyrzuty sumienia. Cholera, gdyby inaczej to rozegrał, gdyby nie zaprzestał tej cudownej chwili, gdyby... Ale już nic nie wróci.
Leżał w samych bokserkach na materacu, a kołdra poniewierała się rzucona gdzieś w kąt pokoju. Czuł przeraźliwy chłód, płynący z uchylonego okna, którego nie chciało mu się zamknąć przez całą noc. Zacisnął mocno powieki, jak gdyby miało to zmienić okoliczności i spowodować, że Bill nie będzie... smętny.
Do uszu blondyna docierała tak straszna cisza, że bał się jej jak niczego innego. Dlaczego nie słyszy porannego świergotania Billa, dobiegającego spod prysznica? Dlaczego nic się nie tłucze, nie wypada z rąk jego bratu, dlaczego, do cholery, on się nie drze jak co rano, gdy zabraknie mleka?!
Kurwica brała go na samą myśl, że ma się zmierzyć z tym okropnym ciężarem ubiegłej nocy. Chciał odpłynąć gdzieś daleko, chciał, żeby wina spadła na kogoś innego. Ale czy to właściwie była wina? Z Billem wszystko jest możliwe. Ciekawe tylko, czy będzie bardzo zły...


W pokoju bruneta panował nadzwyczajny zapach szczęścia. Wiosenne promyki wdzierały się do pokoju, oświetlając jego zaspaną twarz i szeroki, szczery uśmiech. Podrapał się leniwie po głowie, drugą ręką męcząc swojego Kolegę.
-Mmm... dziękuję za tę noc – szepnął cicho, przecierając klejące się oczy. - Nie miałem pojęcia, że to może być... że mogę jeszcze bardziej pokochać Toma.
Usiadł na brzegu łóżka, a następnie wstał i, spoglądając w lustro, poczuł przepełniającą go, leniwą miłość, która ani myślała wyłazić z jego serca.
Dziwnym trafem nic mu dziś nie wypadało z rąk. Nie był zły, gdy prostownica nie chciała się szybko nagrzać, gdy nie mógł znaleźć w szafie swoich ulubionych spodni, a nawet wtedy, gdy obudzony został przez gdakającego koguta swojej sąsiadki.
-Dziś zmiana czasu, pamiętaj. - Usłyszał za sobą wspaniały, męski głos, głos Toma. Zmrużył oczy, uśmiechając się wolniutko, bo w końcu jak ma uśmiechnąć się momentalnie, skoro NIC mu się nie chciało? Mógłby nie wstawać dziś cały dzień. Ale... Nie zobaczyłby brata.
-Tak, tak, taaak – zaciągnął, zupełnie naturalnie zachowując się przy blondynie. Pierwszy raz... Pierwszy raz był tak pewny swoich uczuć i zachowań. Pierwszy raz... Mimo tego, że spędził z nim całe życie i że zawsze byli ze sobą szczerzy.
-Z drugiej na trzecią – powiedzieli jednocześnie. Tom parsknął cichym śmiechem, wbijając wzrok w podłogę i bawiąc się swoim kolczykiem. Billowi coś błysnęło w oczach, lecz nadal pozostał tym samym, szczęśliwym i zakochanym chłopcem.
-Chciałbym gdzieś dziś... no nie wiem, wyjść – zakomunikował. Mimo wszystko czuł, że decyzja o tym musi być podjęta wspólnie, jak w dobrym, mocnym związku.
Tom zmrużył oczy, głowiąc się nad sytuacją i emocjami, które właśnie poczuł. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie zaznał... Nigdy. Wyprostował się i wyciągnął dłonie w stronę brata, na znak, aby ten do niego podszedł. Bill, leniwie, lecz z ogromną siłą, zbliżył się do blondyna, łapiąc jego ręce. Nie wiedział, czym spowodowane było takie zachowanie Toma, jednakże podobało mu się ono, bardzo mu się podobało.
-Bill, a ja chciałbym ci coś powiedzieć – uśmiechnął się. Lekko skrzywił twarz, chowając ją w mięciutkim materiale bluzy, czerwieniąc się po obydwu stronach osi pionowej. - To chore, że tak bardzo cię kocham i pragnę. To chore, bo... Mimo wszystko to spełnienie moich marzeń, o których nie miałem pojęcia. - Brunet rozpogodził się do tego stopnia, że aż kolana ugięły się pod jego szczęśliwą sylwetką. Na plecach poczuł przyjemne dreszcze. Teraz wszystko pójdzie cudnie, myślał. Bill, nie przelicz się... - Powspominajmy.
Na samo słowo „wspomnienie” obaj dostawali drgawek. Tom, bo nienawidził ślęczeć i gadać. Bill, bo... to było to, co robił najlepiej. Poza tym bez wspomnień nie istniałby świat.

Ach! Jakże ogromnie cieszę się z tego, że pozwoliłeś mi wspominać. Tak naprawdę... nigdy bym cię o to nie posądzał. Ale dobrze, nie będę mówił o teraźniejszości. Teraz przeszłość się liczy. W sumie ona zawsze się liczy... tak myślę. Liczy się, mimo że niektórzy mówią odwrotnie.
Według mnie pierwsze, najwcześniejsze wspomnienie mówi o nas najwięcej. O mnie i o tobie. O mnie, bo... bo pierwsze co pamiętam, to dotyk twojej, wtedy jeszcze mikroskopijnej, rączki. Byliśmy u mamusi, w brzuchu. Oj, nie śmiej się. To wspomnienie ma moc. Czytałem kiedyś, że płód nic nie czuje; nie słyszy, nie zna dotyku, smaku... Ale jak ja mam w to wierzyć? Jak?! Sam to zaznałem... Nie myślałem jeszcze wtedy, co zostało mi do dziś, od czasu do czasu ciągle wyłączam się i nie myślę, ale doskonale odbierałem sygnały wszelakich rzeczy.
Kiedyś usłyszałem coś, co przypominało mi najcudowniejszą muzykę na świecie. Nie wiem, który to był miesiąc. Podejrzewam tylko, że mieliśmy wtedy już wychodzić na świat, bo ledwo mieściliśmy się razem w tej małej klitce naszej mamy. Nie mam również pojęcia, czy było to rano, wieczór, południe, a może noc. W każdym razie żadne z nas się nie ruszało. Ktoś wszedł, a ja nasłuchiwałem. Potem ten ktoś zaczął strasznie o coś uderzać, a następnie wzniósł radosny okrzyk. Nie pamiętam słów, ani jednego, lecz pamiętam głos. Był najcudowniejszy na świecie. Teraz mogę spokojnie stwierdzić, że dziewczęcy.
Nigdy ci tego nie mówiłem... Nie myślałem, że to ważne, ale... Do tej pory kocham tę dziewczynę. Kocham ją, lecz nigdy jej nie ujrzałem. Czuję jednak, że niedługo to się zmieni. Możesz kręcić z niedowierzaniem głową – ja to naprawdę czuję. I wcale nie jest mi z tego powodu głupio. Wręcz przeciwnie. Siądę wtedy, zapatrzony w nią z uczuciem. Mam nadzieję, że mnie nie opuścisz ani na chwilkę! Bo ja nie chcę się z tobą rozstawać. Nie myśl, że kocham ją tak, jak kocha się żonę. Kocham ją, jak... człowieka. Ludzi nie lubię. Są okropni. Ale ją... kocham. Czekam na tę chwilę z szalejącym sercem.



I am he, as you are he, as you are me
and we are all together.



Ogród oznakowany nazwiskiem Kaulitz-Trumper wyglądał jak z bajki. Kwiaty, które na tamten moment przestały rosnąć, zwierzęta, które jak na zawołanie schowały się do swoich norek, a także ludzie. Ludzie, których nie było.
Nagle z domu wybiegł rozwścieczony Bill. Przebierał nóżkami jak szaleniec, z rozwianymi włosami i drgającymi z zimna oraz złości zębami. Szybko dotarł do drewnianej bramki, która prowadziła wprost na uliczkę ich miejscowości, lecz za nic nie mógł poradzić sobie z zatrzaskowym zamkiem. Trzęsącymi się dłońmi próbował go rozsunąć, aż w końcu z całej siły kopnął w deski, które uderzyły o siebie wzajemnie.
Szybkim krokiem powędrował prosto do auta brata, na plecach czując okropną gęsią skórkę.
-Bill! - Po chwili z domu wybiegł również Tom. Ze świadomością swojej winy próbował zatrzymać bliźniaka, aby nie popełniał błędu i nie wsiadał do nie swojego auta bez dokumentów. Aby nigdzie nie jechał.
Czasem braterskie przeczucia zawodzą; brunet nacisnął pedał gazu. Pedał, pomyślał, pff, ze mnie, to dopiero cholerny, pojebany, głupi i jeszcze bardziej pojebany PEDAŁ! Zachciało ci się... pedale!
Śro 17:57, 23 Kwi 2008 Zobacz profil autora
krooha
Zaawansowany


Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: się biorą dzieci?

Post
AAAAAAAAA MALINY 10! ide czytac.

haha, bill to peeeeeedał.


Ostatnio zmieniony przez krooha dnia Śro 19:34, 23 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Śro 19:30, 23 Kwi 2008 Zobacz profil autora
Disco Bejbi
Nowicjusz


Dołączył: 04 Maj 2008
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Pudełko po zapałkach.

Post
Jestem zajebiście nie przyzwyczajona do TEGO forum ;(
Ale w ogóle to... Maliny jak zwykle ładnie x3
Nie 21:48, 04 Maj 2008 Zobacz profil autora
black_vine
Początkujący


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: zimmer 483

Post
Miałam własnie okazje przetestowac swój wodoodporną maskare....nawet sie nie rozmazała.
Te wspomnienia Toma...mmmm......ślicznie
Jak zawsze.
Boje sie o Billa zeby sobie nic nie zrobił Very Happy
Będe czaekac na 11 częśc.
Pon 15:24, 05 Maj 2008 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum www.kaulitzfans.fora.pl Strona Główna » Opowiadania 18+ Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin